Opublikowana przez Urząd Miejski w Bytomiu nowa książka Marcina Hałasia to poetycki opis magicznych miejsc Bytomia i zapis wspomnień o wyjątkowych ludziach, którzy dzięki nim i dzięki szczególnej atmosferze, panującej na bytomskich placach i ulicach, postanowili związać swe życie właśnie z tym miastem. Hałaś to postać doskonale Bytomianom znana – poeta, działacz kulturalny, społecznik, nade wszystko jednak rozpoznawalny dzięki wieloletniej (niedługo upłynie 15 rok) pracy w tygodniku „Życie Bytomskie”. Tam też pierwotnie drukowana była większość szkiców, zebranych w książce „Bytom magiczny. Wypominki”. Teraz, zestawione razem, przeredagowane i uzupełnione, składają się na niebanalną gawędę o wyjątkowym mieście i jego nietuzinkowych mieszkańcach. W pierwszej części swej książki – „Bytom magiczny” Hałaś zabiera Czytelników w podróż sentymentalną po swoim mieście. Wraz z nim odwiedzamy kolebkę miasta – Wzgórze Małgorzaty. To tu książę Bolesław Kędzierzawy około roku 1170 ufundował pierwszy bytomski kościół, to tu do dziś ojcowie werbiści odprawiają wyjątkowe, kameralne Msze Święte, którym towarzyszy niepowtarzalna atmosfera. Następnie wyruszamy na Plac Klasztorny, przechodzimy przez położony przy Rynku „bytomski Montmartre” – ulicę Zaułek, gdzie co roku odbywa się Festiwal Sztuki Wysokiej, podziwiamy Galerię Malarstwa Polskiego w Muzeum Górnośląskim oraz budynek jego oddziału przy ul. Korfantego. Autor zabiera nas także w krótką przejażdżkę tramwajem linii 38, dzięki niemu zwiedzić możemy budynek Elektrociepłowni Szombierki – otwartej dla zwykłych ludzi zwykle tylko podczas plenerów malarskich czy innych przedsięwzięć kulturalnych, które coraz częściej tu właśnie się odbywają. Trudno wyobrazić sobie taką podróż bez odwiedzenia miechowickich ruin pałacu Tiele-Wincklerów – znaku świetnej przeszłości, która dawno minęła czy Góry Miłości w Parku im. F. Kachla, stanowiącej niezbity dowód na to, że mimo upływu czasu pewne aspekty życia pozostają niezmienne. Obrazu „magicznego Bytomia” dopełnia przechadzka po bytomskich nekropoliach – cmentarzu żydowskim oraz Mater Dolorosa i wyprawa w krainę wspomnień, krainę literatury – bo tylko w poezji Bohdana Urbankowskiego i Marcina Hałasia istnieje jeszcze Plac Rokoko, który po wielu przeobrażeniach (w tym po zmianie nazwy na Plac Wojska Polskiego) stracił właściwie cały swój urok. Klowni, którzy wraz z cyrkami zatrzymywali się kiedyś na tym placu, żyją już tylko jako Pierroty na obrazach bytomskiej malarki – Doroty Adamiec. Reprodukcja jednej z jej prac zdobi zresztą okładkę książki Hałasia. Druga część książki to opowieści o ludziach, których życie nierozerwalnie związane było z Bytomiem. Większość z nich zmarła po 1989, stąd też zabrakło dla nich miejsca w „Bytomskim słowniku biograficznym”. Odżywają jednak dzięki „wypominkom” Hałasia, dzięki słowu i fotografii. To zdecydowanie bardziej interesująca część książki, to przypominanie ludzi, których życie stało się legendą, bądź którzy tylko zasłużyli na to, aby legendą się stać. Bytomskie legendy to malarz – kolorysta Bolesław Stawiński, który miał Bytom odwiedzić na chwilę, a pozostał w tym mieście przez 40 lat. To poeta i obrońca Lwowa – Kazimierz Kruczkowski. To wykładowczyni historii – doktor Urszula Szumska, która m.in. w bytomskim Liceum im. Smolenia miała odwagę nie godzić się na fałszowanie dziejów, to artysta – plastyk Kazimierz Moździerz, który w czasie, gdy wszyscy zza wschodniej granicy przywozili brylanty i telewizory, przekraczał ją, wioząc z sobą kilka desek z drewna gruszy, doskonałego do wyrobu ekslibrisów. W bytomskim panteonie godne miejsce zajmuje Władysław Targalski – „lwowskie orlę i śląski powstaniec”, malarka Stanisława Boczarowska, dyrektor Stanisław Huk, którego praca sprawiła, że o I LO im. Smolenia mówi się częściej jako o „szkole Huka”... I wreszcie patron jednej z najważniejszych bytomskich imprez poetyckich, Turnieju Jednego Wiersza – poeta Stanisław Horak oraz żołnierz AK – Piotr Woźniak. Jedna jest zasadnicza wada tej części książki, a mianowicie – uparte powracanie do poglądów czy zaangażowania politycznego wspominanych Bytomian. W wielu szkicach powtarza się jak mantra zdanie o marksistowskich sympatiach bohaterów, zdanie – wydawałoby się – całkowicie zbędne. Bo czy to sympatie polityczne decydują o tym, jakim jest się człowiekiem, czy też bilans czynów i wkład, jaki dany człowiek wniósł w kulturę czy jak bardzo zmienił życie innych ludzi? Choć więc dywagacje te wydają się uzasadnione w przypadku „poety i politruka” Stanisława Horaka, zupełnie nic nie wnoszą do życiorysów Huka czy Targalskiego. Książka Hałasia to rodzaj „zaklinania”, przywoływania duchów zmarłych, by wspomogli autora w opowiedzeniu ich historii, przywoływania miejsc, które zniknęły lub nieco straciły ze swego uroku, to wreszcie próba nauczenia Czytelnika zupełnie innego spojrzenia na miasto, w którym mieszka. Próba dostrzeżenia jego uroku, cudów, zwyczajnego piękna, lektura, która byłaby bardzo potrzebna wielu ludziom, pragnącym za wszelką cenę uciec z tego miasta. Ale to także świadectwo o tych, którzy owo piękno dostrzegli i pozostali tu, by Bytom nieodwracalnie zmienić oraz by ich historie stały się częścią Historii jednego z najstarszych miast Górnego Śląska.
Jechać do Lwowa... Czyli dokąd? Do serca, do centrum Polski. Nie tego geopolitycznego, znanego ze współczesnych, czyli wykreślonych w Jałcie map, ale do...