„Bro” Władimira Sorokina – druga część trylogii „Światło i Lód” to powieść interesująca. Z jednej strony bowiem stanowi boleśnie trafną diagnozę wielkich chorób, które dotknęły ludzkość w XX wieku – fanatyzmu i totalitaryzmu. Z drugiej – miejscami wydaje się zwyczajnie płytka, a rosyjskiemu pisarzowi nie udaje się uciec od popadania w banał. W powieści „Lód” Władimir Sorokin opisywał działalność tajemniczej sekty, której członkowie porywali w Moskwie ludzi o jasnych włosach oraz błękitnych oczach, po czym uderzali w ich klatki piersiowe odłamkami tajemniczego Lodu. Był to swoisty rytuał inicjacji – ci, którzy go przeszli, stawali się swoistymi „nadludźmi” – dowiadywali się, że należą do grona 23000 świetlistych istot, które w zamierzchłych czasach popadły w niewolę ludzkiego ciała i wszystkich jego ograniczeń, zapominając o swej prawdziwej naturze. Gdy uda się zebrać i „obudzić” serca wszystkich wybrańców – stanie się cud. Warstwa fabularna „Bro” służy pogłębieniu wiedzy Czytelnika o owych świetlistych bytach. Jej narratorem jest Aleksander Sniegiriow, pierwszy spośród wybrańców, którego prawdziwe imię brzmi „Bro”. Urodził się on w chwili, gdy na ziemię spadał meteoryt tunguski.
To wydarzenie miało decydujący wpływ na kształt jego całego życia. Bro bowiem żyje w świecie Światła i gwiazd, nie potrafiąc odnaleźć swego miejsca w zastanej rzeczywistości. Sytuacja jednak diametralnie się zmienia, gdy Sniegiriow otrzymuje możliwość uczestnictwa w wyprawie do miejsca, w którym spadł meteoryt. Po zetknięciu się z Lodem – jedyną pozostałością po meteorycie, serce Sniegiriowa budzi się, a on sam rodzi się na nowo jako Bro. Odkrywa swą misję – musi odnaleźć 23 tysiące swych braci i sióstr w światłości i „obudzić” ich za pomocą uderzenia lodowym młotem w pierś. Jednak sprawa nie będzie łatwa, bowiem dzieci Światłości nie zawsze zdają sobie sprawę z własnego pochodzenia, a rzecz dzieje się w czasie wyjątkowo dramatycznym – w pierwszej połowie XX wieku. Czy Bro odnajdzie wszystkie dzieci Światłości? Czy uda mu się przezwyciężyć przeciwności losu? Jak człowiek o takim poczuciu misji odnajdzie się w wypranym z indywidualizmu owładniętym stalinowskim terrorem kraju? „Bro” jest w pewnym sensie fikcyjną autobiografią Sniegiriowa. Opowiada on Czytelnikom przebieg całego swojego życia, które nieodwołalnie zmienił kontakt z Lodem. Ale o narratorze równie wiele dowiadujemy się z jego własnych słów, co z języka, sposobu narracji i pozornie nieważnych uwag, rzucanych na marginesie opowieści. W języku najbardziej uwidacznia się przemiana bohatera. O ile na początku pisze on o innych ludziach z pewnym szacunkiem, w pewnym sensie współodczuwa i identyfikuje się z nimi, o tyle w miarę radykalizowania się jego poglądów oceny wypowiadane przez narratora stają się coraz bardziej surowe. Po przemianie Sniegiriow nie mówi już o ludziach inaczej niż „maszyny z mięsa” – nie ma bowiem między nimi żadnych więzi, każdego interesuje wyłącznie on sam, trudno w przypadku ludzi mówić o jakiejkolwiek płaszczyźnie duchowej. Według Bro ludzie nieuchronnie dążą do zniszczenia świata, w którym żyją i siebie nawzajem. Każdy chce wydrzeć światu jak najwięcej dla siebie. Powstanie rasy ludzkiej jest jedynie wynikiem błędu popełnionego przez świetliste istoty tysiące lat temu. I – choć nie zostaje to powiedziane wprost – trzeba uwolnić świat od ich istnienia. Tylko człowiek mógł stworzyć takie systemy, jak totalitaryzmy niemiecki i radziecki, dopuszczające się wszelkich zbrodni w imię wielkich idei. Za przewodnictwem Bro Sorokin prezentuje bezlitosną i zaskakująco trafną diagnozę komunizmu i faszyzmu. Ale jego bohater, krytykując systemy totalitarne, nie zdaje sobie sprawy z tego, że sam chce stworzyć w gruncie rzeczy system oparty na bardzo podobnych zasadach. Również i jego usprawiedliwiać ma misja, idea, której służy. Nadto – jest przecież nadczłowiekiem, istotą wyższą, stojącą ponad prawem. Ofiary są konieczne. Sorokin gra z rozmaitymi ideami filozoficznymi, prądami myślowymi. Od koncepcji romantycznych, przez Nietzschego i Schopenhauera, aż po gnozę i filozofię Wschodu (zjednoczenie się ze światłością, mantra...) Czyni to z ogromną lekkością, dając nierzadko dowód wielkiej erudycji. Równocześnie snuje refleksje na temat historii, analizuje fakty, opisuje ich tło, przyczyny i konsekwencje. Po tematyce historycznej także porusza się niezwykle sprawnie. Przy okazji opowiada o możnych tego świata, dokonując ich swoistej psychoanalizy. Dokonuje błyskawicznego przeglądu historii I połowy XX wieku, a obraz, który wyłania się z książki, jest tyleż trafny, co przerażający. Winę za to ponosić mają fanatyzm, egoizm i zachłanność ludzkości. Niezła to powieść, tyle tylko, że Soroki, pisząc o ludziach, którzy stają się produktami technologii, maszynami z mięsa, nazbyt często ślizga się po powierzchni problemu. Często bardziej ironizuje niż naprawdę diagnozuje. Jako prawdziwy postmodernista, bojąc się popaść w fanatyzm, poddaje w wątpliwość wszystko, co nas otacza. Niby mówi o sprawach ważnych, ale czyni to za pośrednictwem szaleńca (który może jest przy tym po prostu wielkim idealistą?), w ten sposób kompromitując stawiane tezy. Być może z pełną interpretacją trzeba poczekać do pojawienia się na rynku ostatniej części trylogii, tymczasem jednak „Bro” trzeba po prostu uznać za produkt kultury postmodernistycznej. Nieźle skrojony, ale nie pretendujący do miana arcydzieła.
Powieść 23 000 stanowi ostatnią część trylogii Władimira Sorokina, rozpoczętej kontrowersyjnym Lodem. Po Bro, obejmującym czasy poprzedzające akcję części...
ARCYBŁYSKOTLIWA SATYRA NA NASZE PRZEJEDZONE I NIEOCZYTANE CZASY W naszym środowisku mówi się: ten kucharz dobrze czyta. Ja czytam przyzwoicie. A to...