Stare problemy, nowe zadania
Fletcher i jego przyjaciele wędrują poprzez Eter. Tam uciekli przed zagrożeniem, ale dopiero na miejscu orientują się, że przeżycie tu nie jest łatwym zadaniem. To świat demonów. Co prawda nie wszystkie z nich są wrogo nastawione do przybyszów, ale tych przyjaznych jest zdecydowanie mniej. Trujący środowisko Eteru też stanowi poważne zagrożenie, tym bardziej, że zapasy antidotuum są niewielkie. Wszystko wskazuje też na to, że nawet tutaj nie zniknęło jeszcze jedno realne niebezpieczeństwo: orki. Chcą się zemścić i wysyłają za uciekinierami pogoń. Taka sytuacja rozpoczyna Bitwę - trzeci tom cyklu Zaklinacz.
Bitwa nie jest jedną zwartą, zamkniętą historią. Składa się z kilku formalnie nie wymienionych części. Pierwszą z nich jest wędrówka-ucieczka zaklinaczy poprzez Eter. Drugą - wydarzenia po powrocie do Hominium. Trzecią... nie będziemy zdradzać kolejnych tajemnic - tym bardziej, że nie będzie ich w tej książce zbyt wiele. Bitwa jest kontynuacją poprzednich tomów i niespecjalnie nadaje się do rozpoczęcia przygody z cyklem Tarana Matharu. Częste są odwołania do wcześniejszych wydarzeń, dopiero ich dobra znajmość pozwala w pełni ocenić to, co się dzieje.
Wędrówka poprzez Eter jest w sumie dosyć monotonna. Opisy kolejnych napotykanych demonów może i ciekawe, ale w pewnym momencie - nużące. Martwienie się o to, jak powrócić do własnego świata, jak uciec pogoni orków, jak zdobyć to czy owo. Dosyć długo tak naprawdę niewiele się dzieje, mimo kolejnych walk z demonami. Grupa Fletchera radzi sobie nieźle, cało wychodząc z kolejnych eterycznych pułapek. Bieg zdarzeń nabiera tempa, kiedy dochodzi do starcia z orkami, a akcja - rumieńców, gdy przyjaciołom udaje się powrócić do Hominium. Wtedy też fabuła staje się ciekawsza. Dochodzą intrygi polityczne, nowe wyzwania stawiane przed Fletcherem przez dynamicznie zmieniającą się sytuację. Ma się jednak wrażenie, że książka nie jest do końca przemyślana, powstała bez szczegółowego planu, rozwija się pod wpływem chwili, nastroju, a nie spójnej koncepcji. Jest jak rozbudowana, niespieszna saga, zmierzająca to w jedną, to - w drugą stronę. Podobnie jak z dynamiką wydarzeń jest z emocjami. Początkowo to, co się dzieje, raczej emocji nie budzi. Późniejsze sytuacje wywołują już trochę żywsze bicie serca i skuteczniej przykuwają uwagę.
To powieść raczej dla młodzieży niż dorosłych. Nie jest ani przesadnie złożona, ani - zaskakująca. Owszem, jako czysta rozrywka, eksploatująca znane motywy, może się podobać, ale przesadnie nie zachwyca. Nie ma „gęstości”, postacie są trochę zbyt „płaskie”. Tematy poważne są przedstawione w wersji, którą można by określić light. Dialogi nie do końca porywają, jak wody na pustyni brakuje pewnego dystansu do wydarzeń i choć szczypty humoru. Przez część książki mamy wrażenie nie tyle towarzyszenia postaciom, co przyglądania się ich losom. Słabo ukazane są relacje między bohaterami - nie czujemy ich, raczej o nich czytamy. W bardzo dobrych powieściach ważne jest nie tylko to, co ujęte słowami, ale i to, co nie zostało wypowiedziane czy napisane. Tutaj nie ma zbyt wiele niedopowiedzeń. Szkoda. Taran Matharu stworzył świat, ale nie w pełni przenosi do niego swoich czytelników.
Dobrze, że Bitwa jest ładnie wydana, a okładka - zachęcająca. Choć lektura nie jest zła, to pozostawia spory niedosyt. Czyżby to był głód lepszego, ciekawszego czwartego tomu?
Sądzony za zbrodnię, której nie popełnił, Fletcher musi stawić czoła niesprawiedliwej Inkwizycji oraz wziąć udział w ważnej dla bezpieczeństwa królestwa...
Rozpoczyna się rozgrywka, w której stawką jest przetrwanie, a areną obcy świat, gdzie przeciwnicy czyhają dosłownie wszędzie. Zwycięzca może być...