W ostatnich latach wykrystalizowały się kryteria nagradzania powieści robiących światową karierę. Wystarczy być autorem z jakiegoś, przynajmniej pozornie egzotycznego kraju, żeby wstrzelić się z opisywaniem obcych kultur w gusta literackiej zblazowanej publiczności, znudzonej już komercyjną papką Zachodu. Egzotyczna kultura, egzotyczne zwyczaje, nierzadko bulwersujące czytelników i nie do przyjęcia w krajach „cywilizowanych”, małe lub większe skandaliki obyczajowe – i już, książka staje się bestsellerem, a jej autor zgarnia kolejne nagrody. Nie do końca jest tak z „Białym Tygrysem”, powieścią nagrodzoną właśnie Bookerem 2008. Z jednej strony bowiem przedstawianie Ciemności, indyjskiego półświatka, ludzi biednych, którzy nie mają szansy, nadziei na lepsze życie ani ambicji, by coś w nim zmienić – to jak najbardziej typowe wątki politycznej (nie)poprawnej historii, skazanej wręcz na literackie wyróżnienia i niemal histeryczny aplauz mediów, z drugiej – właśnie „Biały Tygrys” ma to coś, co pozwala rozkoszować się lekturą, odsuwając od siebie myśl o postępującej komercjalizacji rzekomo oryginalnej literatury światowej: poza otoczką zapewniającą uznanie dysponentów nagród, jest tu ciekawa, psychologicznie pogłębiona fabuła, swojskość obok posmaku inności.
Aravind Adiga stworzył powieść, która w pewnych warstwach mocno kojarzy się ze „Śniegiem” Pamuka. Skorupka polityczna – obraz Wielkiego Socjalisty i fałszowanych wyborów – w zasadzie mogłaby być z tej książki usunięta bez większej szkody. Bohater, Balram Halwai, przez siedem nocy snuje czarną opowieść, kierowaną do premiera Chin („miłującego pokój państwa”).
Biały Tygrys – Halwai – wie doskonale, że w materiałach reklamowych, folderach i prospektach, jakie otrzyma od władz Bangaluru premier Chin, o tym miejscu nie będzie słowa prawdy. Prawdę przekaże więc sam Balram Halwai, dawniej służący, kierowca wywodzący się z kasty cukierników, poszukiwany za zabójstwo – dziś jeden z większych przedsiębiorców w kraju, biznesmen, który prosperuje pod zmienionym nazwiskiem – i choć odcina się od przeszłości, nocami nagrywa swoją historię, list do premiera. Halwai prowadzi swojego słuchacza przez całe niemal życie: portretuje bezimiennego chłopca, potem mężczyznę nazwanego przez nauczyciela – pokazuje, jak ogromny wpływ na jego życie mają członkowie licznej rodziny i przestępczy światek. Bez oporów snuje historię o byciu służącym – funkcji wiążącej się z ciągłym poniżaniem. Tłumaczy, jak działają Indie, o których świat nie wie, Indie Ciemności. Po jakimś czasie z opisów parszywej egzystencji przechodzi do analizy psychiki pognębianych bohaterów, chcąc umotywować swój najważniejszy wyczyn, łączący się z moralną degradacją, ale i społecznym awansem. Mówi o tym, jak łatwo upodlić człowieka, a chociaż zgodnie z fabułą jest niewykształcony i wielu rzeczy nie potrafi pojąć – zdradza przebłyski niewiarygodnej wręcz inteligencji, która umożliwi mu odniesienie sukcesu.
„Biały Tygrys” to upolityczniony kryminał o nucie orientalnej: albo powieść sensacyjna, w której jednak nie trop związany z morderstwem jest najważniejszy – świadczy o tym konstrukcja książki. Czyta się tę powieść z zapartym tchem, ale i wrażeniem powtarzalności pewnych struktur czy idei. Nie fabuły i nie formy – te są w miarę oryginalne. Na pewno przedstawia „Biały Tygrys” inny świat, często szokujący, okrutny i bezwzględny, na pewno budzi sprzeciw – ale też pokazuje uniwersalne prawdy o złej stronie człowieka. Izabela Mikrut