Niejaki Marcin Bachleda (bynajmniej nie Curuś) budzi się pewnego dnia, skacowany, po weselu swojej siostry. Z trudem dochodzi do siebie i do świadomości tego, co się działo podczas imprezy. A musiało dziać się wiele, bo weselna partnerka nie chce go już znać, kumpel ma złamany obojczyk, a rodzina zapewne będzie go omijać szerokim łukiem. Nie wspominając o panu młodym, który został w tajemniczych okolicznościach potraktowany arbuzem.
Poszkodowany przez Marcina Grzesiek jest pilotem wycieczek zagranicznych. Marcin też jest, ale tylko na papierze, w każdym razie to on będzie musiał zastąpić kumpla podczas wyjazdu do Rimini.
Marcin nigdy tam nie był, ale przecież da sobie radę. Wystarczy poczytać i trochę się przygotować do drogi. Autokar, który ma pilotować, okazuje się – delikatnie mówiąc – dosyć oryginalny. Zawiera: dwóch kierowców-gejów: Gracjanka i Cyprianka, księdza i jego seksowną siostrę, bynajmniej nie zakonną, jest morderca jednego z zapisanych na wycieczkę niedoszłych uczestników, są dwaj inni homoseksualiści, upalony trawą emeryt i parę innych indywidualności. W sumie czterdzieści ciekawych osób.
Marcin patrzy na wszystko z dystansem i zdaje się być jedyną prawie normalną postacią z całej wycieczki. Choć przytrafiają mu się zadziwiające rzeczy: atak zmutowanego potwora w hotelu, przypadkowy stosunek ze sprzątaczką, nocleg z podejrzanym o morderstwo, zabranie do autokaru młodych autostopowiczek-terrorystek czy romans z siostrą księdza.
Lektura przede wszystkim dla pilotów wycieczek, stanowi bowiem elementarz zagrożeń związanych z dalekimi podróżami i odpowiedzialnością za grupę obcych osób. Wszystko, co prawda, pokazane jest w krzywym zwierciadle, ale kto kiedykolwiek jechał na autokarową wycieczkę zagraniczną, ten rozpozna wiele bliskich sytuacji, jak choćby zapoznawcze picie alkoholu w pięć minut po ruszeniu z parkingu… Autokar do nieba pokazuje jasno, że podczas takich wypraw bardzo wiele zależy od kreatywności pilota i jego przezorności. Poczucia humoru także nie powinno mu brakować, szczególnie, że jego pewnymi partiami ciała żywo interesują się napaleni kierowcy…
W swojej krótkiej, zwariowanej opowieści Paweł Olearczyk zabiera nas autokarem w szaloną podróż do Włoch. To nie może się udać… Tym bardziej, że w grę wchodzą terroryści, milion euro i choroba przenoszona drogą płciową.
Lektura zabawna, sympatyczna, pozostawiająca jednak niedosyt. Za krótko, chciałoby się więcej. Tym bardziej, że zakończenie jest nie do końca jasne i, jak się okazuje, bardzo smutne (dla bohatera). Wydaje się też, że pewne wątki można było jeszcze rozwinąć dla ogólnej przyjemności czytelnika.