Bezradność Anteny to przyrządy bezradne i bierne. Nie dają nic same z siebie, przeznaczone są do odbierania sygnału. Gdy ten zamilknie – las anten staje się złomowiskiem, albo cmentarzem. Wydaje się, że właśnie bezradność to wspólny mianownik najnowszego tomu wierszy Adama Zagajewskiego. Ta bezradność wyartykułowana zostaje czasami wprost. Moi współcześni – pisze autor – „Podziwiają nieczynne wulkany. / Nie chcą blasku.” Czy to najkrótszy szkic do portretu postmodernistów? Bezradność przebija szczególnie w tych miejscach, gdzie autor konstatuje nieobecność Boga. Lub przynajmniej jego staranny kamuflaż, wycofanie się, Bóg staje się tym, który: „(...) nie chce pomóc tym / co go szukają / tylko kryje się wśród teologów, / na fakultetach.” Świat jednak nie znosi pustki, miejsce wiary wypełnia ersatrzwiara. Może stąd jako bohater wiersza pojawia się stary Marks? Cóż, przeciwstawianie młodemu Marksowi starego Marksa, to ulubione czary-mary marksizujących lub eksmarksizujących inteligentów, którzy albo chcą zachować resztki swej ersatzwiary, albo przynajmniej się z niej wytłumaczyć, usprawiedliwić. Przypomnijmy sobie chociażby taki fragment wiersza Wiktora Woroszylskiego „Stary Marks” z tomu „Zagłada gatunków” (1969): „Mam Zaufanie do Starego Marksa który / naturalnie chce zmienić świat ale chce go / także zrozumieć”. U Zagajewskiego w wierszu o identycznym tytule stary (choć właściwie: Stary) Marks już coś zrozumiał: „Zaczyna się domyślać, / że biedna ludzkość / wciąż będzie szła / przez starą ziemię / jak miejska wariatka, / wygrażając pięściami / niewidocznemu Bogu.” Właściwie jest w tym wiele z młodego Marksa – zarezerwowanie dla Boga jedynie gestu wygrażającej pięści. Modlitwa nie mieści się w dialektyce Marksa w żadnym wieku. To zapis bezradności. Zdaje się, że Zagajewski cofa się do paradygmatów Nowej Fali. Cofa się do etapu dyskursu z Marksem. Nic więc dziwnego, że jak rasowy poeta nowofalowy czuje się w obowiązku „dać głos” na temat obowiązkowy, wraca do przemieniania poezji w publicystykę – choć może w ciut subtelniejszy (jeśli chodzi o rekwizyty) sposób: „Jedwabne suknie i pończochy, / jedwabne stroje dawnych dam - / ale to słowo będzie już teraz / brzmiało inaczej, / będziemy się zatrzymywali / przy tym słowie, / to słowo będzie / nas zatrzymywało.” Nie jestem przekonany do sensu dopisywania przez poetów trzech groszy do książki Grossa i publicystycznych kampanii „Gazety Wyborczej”. Ale pewnie Zagajewski inaczej patrzy na to zagadnienie. Jest w tym tomie kilka pięknych, frapujących, doskonale spointowanych wierszy. Nade wszystko te, w których autor spogląda w przeszłość: chodzi zarówno o doświadczenie osobiste, jak i tropy dotychczasowej twórczości. „Pytam ojca: co robisz całymi dniami? Wspominam” – tak brzmi motto do wiersza zatytułowanego „W małym mieszkaniu” (mieszkaniu w Gliwicach). W pięknym rytmie tego tekstu przeszłość staje się bliska, ona odżywa – tak w pamięci ojca, jak i w samym tekście, przywołany zostaje i nabiera barw nawet ten obszar, który pozostaje dla autora tajemnicą: „(...) epizody, o których nigdy się nie dowiem, / pocałunek kobiety, która nie została moja matką, // lęk i słodki agrest twojego dzieciństwa, obrazy wyjęte / z tej pogodnej otchłani, kiedy mnie jeszcze nie było.” „W małym mieszkaniu” nie wyznacza jednak klimatu całego zbioru - wiele tekstów zawartych w „Antenach” wydaje się suchych, w których sprawność warsztatu i predylekcje do prowadzenia intelektualnej gry z czytelnikiem, zastępują błysk poezji – odbicie nieskończoności. Odseparowanie od uczuć to bodaj najpoważniejszy problem Adama Zagajewskiego. Na szczęście (jak chciałoby się powiedzieć) – pozostają tak osobiste wiersze jak przywołany przed chwila, który klimatem przypomina bodaj najbardziej znany tekst Zagajewskiego, czyli „Jechać do Lwowa”. Do tematu Lwowa powraca zresztą Zagajewski wierszem „Podwodne miasto”. In extenso nazwa Lwów tu nie pada (podobnie jak w kilku ewidentnie lwowskich wierszach Zbigniewa Herberta), co pozwala na podkreślenie uniwersalistycznego charakteru utworu, jednak elementy opisu raczej nie pozostawiają wątpliwości, o jakie miasto chodzi. Następuje też pewne delikatne przesunięcie akcentu – Lwów wciąż „jest wszędzie” dzięki wrażeniu zawartemu w słowach: „jakby to podwodne miasto wędrowało z nami / i wciąż nam zadawało pytania, // nigdy nie zadowolone z odpowiedzi - / wymagające, choć na swój sposób doskonałe.” A jednak to miasto zatopione – już nieosiągalne, przynajmniej w planie konkretnym. Najbardziej wiarygodny i osiągający największy sukces artystyczny wydaje się Zagajewski wówczas, gdy realizuje powinność, którą zawarł w tytule jednego z wierszy: „Spróbuj opiewać okaleczony świat”: „Opiewaj okaleczony świat / i szare piórko, zgubione przez drozda, / i delikatne światło, które błądzi i znika / i powraca.” Okaleczony świat – to Lwów, ale też Syrakuzy; okaleczony świat to każdy świat, który zalali barbarzyńcy, zmuszając nas (jeśli można pokusić się o poczucie kulturowej wspólnoty) do emigracji – emigracja, wypędzenie, wędrówka to kolejny klucz całej poezji Zagajewskiego. Jego wiersze – tak jak łodzie rybackie z „Syrakuz” – „(...) dopominają się o modlitwę / za zaginionych i samotnych, za ciebie, / miasto porzucone na skraju kontynentu, / i za nas, uwięzionych w podróży.” Czy emigrant skazany jest na bezradność, gorycz, poczucie bezdomności? Pewnie tak. Bezradność i gorycz to zresztą pokłady, z których poezję można czerpać obficie. Mimo wszystko, najnowszy tom Adama Zagajewskiego wydaje się nierówny. Być może dlatego, że często autor osobiste doświadczenie stara się zastąpić intelektualną refleksją. Ona sama nie wystarczy do wywiedzenia wiersza ze słowa. Lepiej, gdy wspólne łączy się z osobistym, jak w „Morzu” – wierszy który jest przerzuceniem międzykulturowego pomostu: Morze Śródziemne, w którym pływali bogowie i chłodny Bałtyk, do którego wchodziłem trzęsąc się z zimna, dwunastoletni, chudy węgorz. Podsumowując: Teksty przejmujące sąsiadują w tej książce tutaj z „wypracowaniami na temat”. Jakby zbyt często Anteny były dostrojone do odbierania pasm, które jedynie niosą jedynie szum i strzępy głosów z różnych nadajników. MARCIN HAŁAŚ
Tę recenzję napisałem na potrzeby druku papierowego i gwoli otrzymania honorarium za jej publikację ;-) Na witrynę www.granice.pl udostępniam ją z sympatii dla redaktorów witryny.
Wzrok poety jest skierowany w przeszłość, ale ton łagodnej melancholii, do którego zdążył nas przyzwyczaić, przełamuje się tu nastrojem niepokoju...
Tom esejów Adama Zagajewskiego poświęconych poezji, cieniom mistrzów (Herbertowi, Czapskiemu), filozofom, artystom oraz osobistym wspomnieniom. Obronie...