Spoglądająca z okładki zbioru kobieta przywodzi na myśl ofiarę makabrycznych tortur albo trudny, nieleczony przypadek osobowości typu borderline. Odbiera się tę grafikę jako groźbę i przestrogę zarazem: opowiadania z 15 blizn mogą skrzywdzić, ale to sam czytelnik narusza ciągłość tkanek i umysłu. Poszczególni autorzy ofiarowują tylko zestaw mniej lub bardziej precyzyjnych narzędzi.
Swoisty dualizm widoczny jest także w zawartości. W spisie treści mieszają się ze sobą nazwiska polskich i zagranicznych twórców. Sugeruje to, że rodzimy horror nie ma się już czego wstydzić – dojrzał i jakością dorównuje utworom nawet takich tuzów gatunku jak Ramsey Campbell czy Jack Ketchum. Niestety, siła oddziaływania 15 blizn wyraźnie słabnie, gdy dociera się do opowiadań Roberta Cichowlasa, Stefana Dardy lub Aleksandry Zielińskiej.
Teksty tej trójki nie potrafiłyby naciąć nawet cienkiej, zniszczonej od chemioterapii skóry. Szczególnie tyczy się to Zasiedlenia Roberta Cichowlasa i opowiadania Spójrz na to z drugiej strony Stefana Dardy. Zasiedlenie zaczyna się ciekawie. Młode małżeństwo wyrusza w podróż poślubną do Monastiru. W pewnym momencie samolot wpada w strefę silnych turbulencji. Pasażerowie zaczynają panikować, co autor oddaje w sposób należyty. Jednak zaraz rezygnuje z tego, ucina scenę i wprowadza do akcji starzejącego się, dosyć osobliwego pisarza science fiction. Nadal jest nieźle, ale to już ostatni gwizdek, aby raczyć się paranoją i łudzić, że rozwinięcie fabuły będzie miało jakikolwiek sens. Kolejne fragmenty, w tym powrót na pokład samolotu, to pełna bzdur "jazda bez trzymanki", w której dominują obfitujące w patos dialogi. Można powiedzieć, że finał Zasiedlenia to kolejna (po Sępach, Siedlisku, Koszmarze na miarę i Efemerydzie) erupcja pisarskiej nieudolności. Już nawet nie śmieszna, a żałosna.
Stefan Darda ofiarowuje czytelnikom najdłuższe opowiadanie w zbiorze. Otwiera je cytatem z Paula Coelho (co samo w sobie powinno być ostrzeżeniem), aby zaraz wrzucić odbiorców w wir porannej kłótni między małżonkami. Darda dużo początkiem obiecuje. Jest też znacznie lepszy pod względem stylistycznym i ma dobry słuch do dialogów, przez co aż namacalny staje się gniew bohaterów; w tle majaczy pośpiech, a nad całością wisi zapowiedź tragedii. Źle zaczyna się dziać w drugiej części opowiadania, kiedy akcja przyśpiesza, a na jaw wychodzi zaplanowany przez autora rodzinno-sąsiedzki dramat. Spójrz na to z drugiej strony przechodzi wówczas bolesną transformację w pełen patetyzmu gniot, kompletnie niewiarygodny pod względem psychologicznym. Mało tego: w epilogu Darda zrywa z realizmem i zupełnie niepotrzebnie (chcąc zaskoczyć czymś jeszcze czytelnika) wciska scenę z smsami z zaświatów. Chwyt to słaby, poniżej pasa, który pozostawia niesmak.
Lepiej prezentuje się Ostatnie kuszenie Ewy Betulew Aleksandry Zielińskiej, choć nadal to tekst wtórny (szczególnie, jeśli zna się antologię Nawiedziny i jej zamtuzowy motyw przewodni). Ratuje go jednak brak patosu i mimo wszystko niezła opowieść o tym, że pewność w pewności niepewna. Gubi, niestety, nadmiar niedopowiedzeń, szczątkowa psychologia postaci i mało finezyjne korzystanie z ogranych motywów (szczególnie tytułowym kuszeniem).
Opowiadania powyżej omówione to największe mankamenty 15 blizn. Kolejne teksty trzymają dobry bądź bardzo dobry poziom. Praktycznie nic nie można zarzucić też pozostałym historiom stworzonym przez polskich autorów. Na czoło rodzimych twórców wysuwa się Paweł Paliński (autor świetnych 4 pór mroku), który tekstem Czym jest jasnookie dziecko? deklasuje nawet doświadczonych zachodnich pisarzy (Grahama Mastertona i F. Paula Wilsona). Paliński napisał dreszczowiec o cudownym, deszczowym rytmie, który (mimo braku zawirowań fabularnych) dostarcza niesamowitych emocji i grozy, spotęgowanych przez delikatnie zarysowany wątek fantastyczny. Z kolei Dawid Kain Pokojem z widokiem na koniec boleśnie uświadamia, do czego prowadzić może nagromadzenie frustracji i złości oraz tępa chęć ich rozładowania. To świetne, narkotyczne, trochę pokręcone opowiadanie, które doskonale sprawdza się jako wstęp do antologii. Niewiele gorzej prezentuje się Koniec miasta Jacka M. Rostockiego (warto przeczytać wcześniej Wybór Lucy z 11 cięć) oraz Mściciel krwi Łukasza Śmigla – obydwa urzekają brutalnością (szkoda tylko, że Mściciel krwi wydaje się na siłę skrócony).
Jednak najmocniejszymi punktami 15 blizn są dwa teksty zagranicznych autorów: Twitterowanie z Cyrku Umarłych Joe Hilla i Tuż za tobą Ramsey’a Campbella. Pierwsze to eksperyment formalny (fabuła podana jest w formie wpisów na Twitterze), który czyta się z ogromną satysfakcją i przerażeniem. Opowiadanie Hilla to idealny przykład na to, jak nawet skromnymi opisami i brakiem dialogów można stworzyć atmosferę aż gęstą od niepokoju, która objawia się co rusz szybciej bijącym sercem, przyspieszonym oddechem, ciarkami. Prawdziwe mistrzostwo i choćby tylko dla Twitterowania… warto omawianą antologię mieć w domu. Natomiast Ramsey Campbell nie eksperymentuje z formą, nie powala też czytelnika erupcją brutalności, jaka pojawia się w finale tekstu Hilla, stawia natomiast na solidne podstawy psychologiczne, na lęk, gra też na uczuciach bohatera i odbiorcy. Świetne, niepokojące opowiadanie, które już w pierwszym zdaniu zasiewa ziarno paranoi, aby do finału trzymać w niepewności.
Nie zawodzą również historie opowiedziane przez Jacka Ketchuma, Morta Castle'a bądź Edwarda Lee. Zresztą nawet przeciętne teksty Grahama Mastertona lub F. Paula Wilsona czyta się bez większych zgrzytów. Wobec tego 15 blizn to obowiązkowa propozycja dla miłośników gatunku. Owszem, ma słabsze fragmenty, ale szybko odchodzą one w niepamięć, wyrugowane przez solidne porcje grozy, obecne na kolejnych stronach, które ze świstem tną świadomość i zagnieżdżają się pod skórą, aby później jątrzyć, boleć, męczyć zasłużoną bezsennością.