Zwyczajnie - miłość (XVI) Trochę magii
Wrócili do domu późno, ale z uśmiechami. Najpierw zjedli cokolwiek, a potem wspólnie weszli do łazienki, aby tam oddać się nie tylko toalecie.
Poza tym, że sobota zbliżała się wielkimi krokami, mieszkania nadal nie mieli, zarobionych przez Dawida pieniędzy z trudem wystarczało na jedzenie, poza tymi drobnostkami – dobrze było. No jeszcze oporna orkiestra, która nie chciała słuchać Magdy. W piątek Dawid zastał swą żonę płaczącą w kucki na wersalce. Wyszła z próby wcześniej stwierdzając, że ta nie ma sensu, skoro tak nikt jej nie słucha. Chciała z kimś porozmawiać, zwierzyć się, przytulić, a tu zastała mieszkanie puste. Lodówka też była pusta i nie miała nawet z czego przygotować posiłku. Butelki po środkach czystości również pokazały dno. W związku z tym usiadła zrezygnowana, zapatrzyła się w ścianę, a całokształt sytuacji wbił się w świadomość klinem. Dotknęła dłonią swego brzucha, gdy w tym zaburczało z głodu, pomyślała o tym, że nawet nie ma jak nakarmić dzieci, a prognozy na jutro wcale nie zapowiadają się lepiej. To spowodowało napływ kolejnych czarnych myśli , które wylały się z kanalików łzowych gorącymi strużkami. Kiedy wszedł Dawid, pośpiesznie zaczęła wycierać oczy.
- Już jesteś? – spytał od progu - A ja myślałem, że zrobię ci niespodziankę i przygotuję jakiś obiadek przed twoim powrotem. Wszystko się pokończyło. Poczekaj. Odstawię to tylko – w ręku trzymał reklamówkę. Wyniósł ją, wrócił, podszedł do swej żony i usiadł. Najpierw przechylił się ustami szukając jej szyi i ramienia, aby pocałować na powitanie. Pocałował, a widząc jej dystans zapytał o powód.
- Nie mamy się gdzie jutro podziać. To w ogóle nie ma sensu. Nie jestem i nie będę kompozytorką. Trzeba poszukać sobie jakiejś pracy, która zwyczajnie da pieniądze, a nie bujać w obłokach. W ogóle trzeba zacząć się jakoś organizować, bo tak nie można żyć.
- Zorganizujemy się. Spokojnie. To dopiero parę dni. Mamy czas. Tak? – usiadł obok niej i spojrzał uważnie. – Dobra. Rano było dobrze. Tak? Co się stało? – patrzył z wyczekiwaniem i w końcu nabrała głęboko powietrza i zaczęła układać słowa.
- To była ostatnia próba. W niedzielę koncert, a każdy gra jak chce. Specjalnie, na złość grają inaczej niż ich proszę. Kim ja w ogóle jestem? Nikomu nieznaną dziewczyną, córeczką znanego tatusia i tyle.
- Muzycy nie chcą cię słuchać? A może to ty za bardzo chcesz, aby było po twojemu? Co? Może warto czasami pozwolić ludziom na trochę wolności. Wiesz. Każdy człowiek wnosi coś fajnego i wtedy mogą powstać niewyobrażalne rzeczy. Nawet nie masz pojęcia w którą stronę może ewoluować twój utwór. Może puść wodze. Co?
- Mam tam wyjść i podpisać się pod tym własnym nazwiskiem, a oni robią z tego specjalnie chałę. To jest złośliwość, a nie własna interpretacja. Nawet rozmawiać mi się z tobą na ten temat nie chce, bo nie zrozumiesz.
- Jak uważasz. Pomożesz mi przygotować coś do jedzenia? Michał do mnie dzwonił i za dwie godziny przyjedzie po nas. Jedziemy dzisiaj na wieczorek poezji.
- Jutro mamy wynieść się z mieszkania. Nie mamy gdzie się podziać, a ty chcesz jechać na wieczorek poezji? Chyba oszalałeś.
- Nie oszalałem, tylko obiecałem Michałowi. Będzie śpiewać jego koleżanka. Muszę zobaczyć jaki ma głos. Mam pomysł na muzykę do jej tekstów, ale to musi pasować do brzmienia jej głosu. Rozumiesz.
- Kiedyś Michał coś wspominał. Tylko dzisiaj ja nie mam nastroju na żadne wieczorki.
- A co pilniejszego masz do zrobienia? Będziesz tu siedzieć i zamartwiać się? Jak brat, lub siostra prosi o pomoc to trzeba znaleźć czas i siłę. Po to ma się rodzinę. Chodź. – wziął ją za ręce i podniósł z miejsca – Trzeba teraz dzieci nakarmić, bo kiepsko rosną, a potem zbieramy się. – Pocałował jej szyj