Zwyczajnie - miłość (XVI) Trochę magii
ę, potem usta, oblizał swoje wargi, zbierając z nich smak i ruszył w stronę kuchni Magdę ciągnąc za sobą. Poszła. Była bardzo głodna, więc jeszcze zanim przygotowali obiad zjadła bułkę i dwie parówki. Potem przygotowali spaghetti, zjedli i Magda zaczęła przeglądać szafę zastanawiając się w czym wypada wybrać się na takie spotkanie. Na różnych imprezach kulturalnych bywała, ale na wieczorku poezji jeszcze nie. Dawid nie miał z tym problemu. Uważał, że dżinsy i podkoszulek pasują na każdą okazję. Wystarczy tylko w zależności od okoliczności dorzucić, albo skórzaną kurtkę, albo koszulę, albo marynarkę. W tym momencie dorzucił marynarkę i był gotowy. Magda w związku z tym też założyła dżinsy, kolorową koszulkę i żakiet.
To był przyjemny wieczór. Michał podjechał pod dom autem i dał znać telefonicznie, że czeka na dole. Spotkanie odbywało się w hotelu. Lokal urządzony w stylu staropolskiej izby chłopskiej, czy też drobnoszlacheckiej – kawałek płotu na którym wisiały poodwracane misy i dzbany, ręcznie malowane, dalej podłoga układana z desek, sufit z ogromnych krokwi, drewniane wykończenia i rzeźby ludowe na półkach, haftowane serwety i tkane gobeliny na ścianach, słoje z przetworami, sznureczki suszonych grzybów, kelnerki w ludowych spódnicach. Stoliki ubrane były w bukieciki kolorowych kwiatków i świece, lekko przygaszone oświetlenie, niewielka scena. Po lokalu przechodzili ludzie, którzy rozdawali małe książeczki – tomiki poezji, uśmiechali się, coś zagadywali. Atmosfera uprzejmości emanowała z każdego kąta. Michał przyjechał z gitarą – ubrany w czarną koszulę. Inni ubrani byli różnie. Zupełna dowolność. Jakaś kobieta w średnim wieku podała Magdzie książeczkę witając się i pytając, czy nie pogniewa się z powodu niezamawianego prezentu.
- To tylko kilka moich wierszy. Będzie mi miło, jeśli ktoś poczyta. – Magda przyjęła, podziękowała, a Dawid w tym czasie oddalił się, aby sięgnąć do sznura suszonych grzybów, pomacać je i obwąchać. Po chwili wrócił z uśmiechem informując, że są prawdziwe i poczuł się jak w domu u dziadków. Zaraz potem, naprzeciw stanęła młoda dziewczyna, niewysoka, szczupła, ubrana w czarną, długą, dopasowaną sukienkę z chusteczką zawiązaną na włosach. Jasna cera, duże, szare oczy. Michał od razu wyszedł jej na spotkanie i zamieniwszy z nią kilka słów zaczął przedstawiać.
- To moja siostra Magda, jej mąż Dawid, a to Justyna o której wam mówiłem. – nastąpiły uściski dłoni, wzajemna lustracja wzrokiem, uśmiechy, uprzejmości.
- Jesteś muzułmanką? – zapytał Dawid od razu na wstępie, ogarniając dziewczynę wzrokiem.
- Nie. Dlaczego? – uśmiechnęła się niepewnie.
- Ten strój, nakrycie głowy… – wskazał ją dłonią i zaśmiał się – Już miałem nadzieję, że spotkałem kogoś mojego wyznania.
- Pomyłka niestety. Musisz szukać dalej. To ty zaproponowałeś pomoc w układaniu muzyki do moich tekstów? Nie wiem czy jest sens zawracać sobie głowę i tracić czas. To tylko takie hobby i jak już Michał się zaangażował czułam się dość nieswojo, a jeszcze wciąga w to kolejne osoby…
- Fajne teksty. Już mam pomysł, ale najpierw muszę posłuchać jak śpiewasz. Będziesz dziś śpiewać?
- No tak. Jeżeli trema mnie nie zje. Już się denerwuję. Chodźcie do stolika. Zajęłam niedaleko sceny.
Usiedli i zamienili tylko kilka zdań, gdy na scenę wyszedł mężczyzna w średnim wieku. Najpierw przywitał się, opowiedział jakąś anegdotkę na temat pisania wierszy, potem wydeklamował krótki utwór, który rozśmieszył wszystkich i sięgnął po gitarę. Wokół przy stolikach siedziało może czterdzieści osób, wszyscy wpatrzeni w scenę, zasłuchani i tylko Dawid nudząc się przeglądał podarowane tomiki spośród których i tak nic nie rozumiał. Muzyka nie była porywająca,