Zapach bzu cz-4
- Na złość mamie, zakochaj się i znajdź kandydata na męża.
- Jeśli mi się coś trafi, czemu nie – wzruszyła ramionami i poklepała ojca po ramieniu.
Ciotka Sabina ulokowała się na dobre w samochodzie.
- Ale będzie wygoda, caluśkie tylne siedzenie dla mnie – rzekła machając radośnie rękami. – Do widzenia Zosiu! Jak mnie zabiorą, to znowuż przyjadę! – krzyknęła na pożegnanie.
Kiedy tylko samochód zniknął za zakrętem, pani Zofia nie ukrywając swojego głośnego śmiechu – rzekła do Renaty:
- Narobili zamieszania i odjechali. Ale co ich ograłam, to ich ograłam i nikt mi tego nie odbierze.
Renata zbyła ją uśmiechem i udała się do swojego pokoju. Włączyła telewizor, leciała akurat ’’Familiada’’ – skrzywiła się nieco nie przepadała za tego rodzaju teleturnieju. Zabrała do ręki książkę, ulokowała się wygodnie w fotelu i zatopiła w lekturze. Wieczorem krótko po kolacji, do Renaty pokoju zastukała pani Zofia.
- Muszę ci powiedzieć, że twój ojciec to równy gość. Matkę masz trochę zarozumiałą, ale w końcu się jakoś rozkręciła i szło się, jako tako z nią dogadać. Ciotka Sabina za dużo mówi, ale nie w złej wierze – machnęła ręką. – Może masz ochotę na drinka? – zapytała po chwili. Renata przytaknęła oczami. – W takim razie, za chwilę przyniosę. Ale muszę najpierw wszystko pozamykać – powiedziała wesoło i wyszła. Renata pozbierała porozrzucane książki, poprawiła szydełkowe serwetki i doprowadziła do porządku pogniecione łóżko. Po dziesięciu minutach weszła pani Zofia, niosąc dwa dość pokaźne drinki. - Wiesz Renatka, przejdziemy do drugiego pokoju, po prostu nie chcę ci nakopcić – rzekła od samych drzwi.
- Pani Zofio, żeby było jasne. Proszę nie zwracać się do mnie Renatka, ponieważ gdy tylko usłyszę to słowo, wszystko podnosi mi się do gardła. Mój były, tak się do mnie zwracał – dodała.
- Wiem, rozeszłaś się z mężem. Sabina coś wspomniała, tylko nie mówiła, dlaczego. Ja jednak jestem założenia, skoro kobieta wnosi pozew o rozwód, ma ku temu powód. Zdradzał cię? – zapytała wprost.
- Tak. Tylko nie wiem, jak długo to trwało i chyba nigdy się tego nie dowiem. W domu był słodki, jak cukierek, a poza zasięgiem mego wzroku, łajdaczył się z dziwką. Najgorsze w tym wszystkim jest, że zarzucam sobie brak dziecka.
- Dziewczyno, co ty pleciesz? Siebie obwiniasz, że nie urodziłaś mu dziecka? Nie wnikam w szczegóły, co było powodem. Ale ty pomyśl i przeanalizuj wszystko po kolei. Skoro ty nie chorowałaś na żadne choroby kobiece, widocznie on był do niczego.
- Ja jestem zdrowa, on rzekomo też.
- Rzekomo? W takim razie nie całkiem zdrowy – odparła pani Zofia, wzruszając niedbale ramionami. – Jeszcze jedno ci powiem. Jeśli tobie nic nie dokucza, jest możliwość, że zajdziesz w ciążę z innym mężczyzną i urodzisz mu dziecko.
- Ale ja nie chcę, żadnego mężczyzny – zaprotestowała.
- Chcesz Renata, chcesz. Tylko ty jeszcze o tym nie wiesz. Wyobraź sobie, pewnego razu zjawi się nie wiadomo skąd, a twój rozum ci podpowie, że to właśnie on jest tym wybrańcem – powiedziała pani Zofia, jakby czytała z jej dłoni.