Zapach bzu cz-1
- Mylisz się, mam bardzo dużo do powiedzenia, ale będę cierpliwie czekał, dziesięć lat albo więcej. Może wtedy będziesz gotowa mnie wysłuchać. Jednak nie to miałem na myśli. Chcę byś wiedziała nie będzie żadnego podziału majątku. Ja zabrałem tylko samochód, natomiast tobie pozostawiam resztę naszego wspólnego dobytku.
- Czy to zadośćuczynienie?
- Nie – pokręcił głową.
- W takim razie, co? Wyrzuty sumienia?
- Mniejsze o to – machnął dłonią. – Czy pozostało, jeszcze coś moich rzeczy osobistych? – spytał.
- Tak. Wszystko spakowałam w jedną turystyczną torbę i włożyłam do pawlacza.
- W najbliższym czasie nie przyjadę, moja mama jest bardzo chora.
- Przykro mi – powiedziała obojętnie.
- Zadzwonię do ciebie, kiedy przyjadę. Myślę, że pozostałości po mnie nie sprawią ci kłopotu?
- Na razie nie. Jednak, jeśli będziesz się ociągał, wszystko powyrzucam na śmietnik.
Zmarszczył czoło i spojrzał na nią kątem oka. Siedziała wyprostowana z dumnie podniesioną głową.
- Przepraszam, zapomniałem zabrać klucze od mieszkania. Ale przyrzekam, jak najprędzej je odesłać – odezwał się z wyszukaną grzecznością.
- Nie musisz, zmieniłam zamki – odpowiedziała chłodno. Rafał śledził w lusterku na pozór spokojną twarz Renaty, jednak nie potrafił spojrzeć jej prosto w oczy. Najpierw rozejrzał się na prawo i na lewo, a potem z piskiem opon - wjechał na chodnik, zatrzymując się przed samym wejściem do apteki. Nie patrząc na Renatę uśmiechnął się lekko. Zawsze tak robił, kiedy przyjeżdżał po nią do pracy i chociaż łamał zawsze ten sam przepis drogowy, nigdy mu się nie zdarzyło zapłacić mandatu. Renata bez słowa podała mu rękę na pożegnanie, którą on kilka razy ucałował. Spojrzała mu prosto w oczy.
- Dzisiaj rozchodzą się nasze drogi na zawsze, a czy będziemy szczęśliwi o tym zadecyduje nasz los. Jednak nie jestem mściwa i życzę ci jak najlepiej – powiedziała spokojnie, wysiadając z samochodu.
- Kapryśny los zakpił z nas, ale nie na zawsze! Przysięgam! Nadejdzie taki czas, a znowuż będziesz się budzić w moich ramionach - wykrzyczał.
Ale Renata nie usłyszała tych słów - zagłuszył je nadjeżdżający tramwaj. Gdy weszła na zaplecze apteki, robiła wszystko by ukryć zdenerwowanie.
- I co? Już po wszystkim? – spytała Iwona.
- Tak. Za czternaście dni odbieram orzeczenie sądu.
Iwona zrobiła zdziwiony gest oczami, do ostatniej chwili nie wierzyła, że dojdzie do rozwodu. Jednak jej zaskoczenie szybko minęło, a usta rozjaśnił uśmiech.
- Teraz jesteś podobnie, jak ja ’’panną z odzysku’’ – zażartowała. - Tak jesteś na wygranej pozycji - nie macie dzieci. Prawdę mówiąc, masz jeden problem z głowy nie to, co ja. Żyję w ciągłym strachu i nie wiem, co kochanemu tatusiowi może strzelić do głowy. Renata słuchała jednym uchem, co mówi Iwona, ale tak naprawdę nie miała ochoty na rozmowę. - Tak już jest na tym świecie – mówiła dalej Iwona: - Jedni mężczyźni zaglądają do kieliszka, upijając się na umór, drudzy uganiają się za kurwami. Ale w jednym i drugim przypadku nie zgodziłabym się, by mąż po rozwodzie odwoził mnie gdziekolwiek.
Renata skrzywiła się z niesmakiem.
- Przesadzasz, zawsze chciałam się rozejść w przyjaźni – odpowiedziała oschle. – Na sprawie nie stwarzaliśmy sobie dodatkowych problemów i nie wywłóczyliśmy żadnych brudów, które dotyczyły wyłącznie nas. Na dobrą sprawę, adwokaci byli niepotrzebni.