Zacznijmy od początku V
Basia ujrzała Pana Claytona i odrazu pożałowała,że tu przyszła. Nie,nie szef wyglądł świetnie.Facet siedziący naprzeciwko niego także.A przynajmniej jego plecy. Ale ona znała te plecy,zbyt dobrze znała.Przytulała się do nich co noc , całowała je z ogromną namiętnością. A ta koszula..Sama ją wybrała na gwiazdkę, no trzy lata będzie temu. Gdy mężczyzna zaczął się odwracać, Basia postanowiła zawrócić.Ale jak? Nie mogła.Musiała być dumna i nie pokazać ,że .. że co? Że jest zdziwiona? Jest jak cholera!
Basieńko witaj! Ależ pięknie wyglądasz! Opaliłaś się? Schudłaś? – Kochany Frank,wie jak dotrzeć do serca kobiety.
Dzień dobry Panie Claytona ,dziękuje za wszystkie miłe słowa – wyciągnęłam do niego rękę ,a on ku mojemu zaskoczeniu objął mnie. Lubię szefa ,ale czy ,aż musiał mnie tak przytulać? Dziwne to było! Baśka na chwilę zapomniała o , o..
Basiu świetnie,że przyszłaś. Poznaj naszego nowego pracownika. To Steven , będzie pracował jako grafik komupterowy. Blisko Twojego gabinetu ,więc dobrze, gdybyście się polubili – roześmiał się serdecznie ,a mnie zatkało. Ot tak ,zatkało.
Steven próbował rozładować sytuację, ponieważ Pan Claytona zauważył conajmniej dziwny wyraz mojej twarzy.
To moja była dziewczyna Panie Frank, Basiu witam Cię po raz kolejny – szarmancko zarzucił mój były chłopak. Myślałam ,że go zabije ,zniszczę ,a dopiero potem zabiję. Żeby cierpiał tak jak ja! Sukinsyn! Wiedział gdzie pracuje ,wiedział ! Dlaczego mi to zrobił?
Witam Steve ,fajnie,że będziemy razem pracować . – Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Widziałam jak patrzą na siebie z zaskoczeniem. Ale co mnie to obchodzi, gówno! Nienawidze Steva i nic tego nie zmieni.
Wróciłam do swojego gabinetu i gapiłam się w moje żółte ściany. Nawet one były lepsze niż Steven ścianę obok. Poprosiłam Marzenkę by zrobiła mi kawę „taką jak zwykle” ,byle bez środków przeczyszczających. Taki żart stosowałam wobec Marzenki, nigdy nie wiadomo co takiej do głowy przyjdzie. Steve, oh Steve po co się tu pojawiłeś...
Stoje sama . Zupełnie sama.No dobra ,z walizką... ogromną. W ręku mam bilet . W jedną stronę. Ręcę mi się trzęsą. Nigdy nie leciałam samolotem ,nie potrafię pojąć czego mogę się spodziewać. A Londyn wydaje mi się taki odległy. Nadchodzi odprawa. Nie wiem co mam robić. Ale idę,idę przed siebie,aż zabierają ode mnie bagaż , sprawdzają dokumenty i pokazują gdzie mam iść dalej. Wciąż idę i ..
„Ej uważaj trochę,dobra?” – Piękna czarno włosa dziewczyna zbierała swój bagaż,chyba podręczny ,ponieważ Baśka jej nie zauważyła.Wpadła na nią ,nawet nie przeprosiła.Mruknęła coś i poszła dalej.
„A gdzie przepraszam koleżanko?” – darła się za nią nieznajoma zwracając uwagę wszystkich innych pasażerów. Zrobiło mi się głupio i wstyd. Miała rację. Chyba taką prostą rzecz mogę zrobić. Krzyknęłam „Przepraszam!” i usiadłam na jednym z nie wielu wolnych miejsc. Zamknęłam oczy i próbowałam uspokoić swoje wnętrze,które wcale nie chciało się uspokoić. Nieznajoma usiadła obok mnie,cholera,akurat zwolniło się miejsce.
„Cześć,jestem Oliwia.” – zaczęła wesoło mówić dziewczyna.Pierwsza cecha jaką u niej odkryłam ,chociaż nie miałam na to ochoty ,to fakt ,że humory to ona ma.Zmienne. Nie miałam ochoty na żadne znajomości. A tym bardziej z taką gorącą laską kiedy ja wyglądam jak wywłoka. Ale Oliwia nie odpuszczała. Zaczeła mnie pytać co będę robić w Londynie ,czy mam nagrane mieszkanie (pół drogi myślałam skąd ona zna takie słownictwo,nagrane,co to ma znaczyć..) , czy znam swojego szefunia (właśnie tak się odzywała) i czy mam chłopaka. No pewnie,to jest najważniejsze.
„Słuchaj, miło Cię poznać,ale ...” – pomyślałam ,że może jednak porozmawiam z nią. Lepiej z kimś rozmawiać jak się człowiek boi. A ja się bałam.Okropnie się bałam ,bo właśnie stewardessa zapraszała nas na pokład samolotu.