Zacznijmy od początku V
II część
Basia.
Cholera jasna! – Basia wkroczyła do firmy z wielkim hukiem. Wszystkie torby jej wypadły ,a zawartość – czytaj dietetyczny lunch , coca cola zero oraz najnowsza gazetka o modzie wylądowały pod stopami Alberta. Baśka chciała jak najszybciej zapobiec żenującej sytuacji i zaczęła nerwowo zbierać swoje sekretne rzeczy. Tak tęskniła ,żeby zobaczyć, tylko troszkę popatrzeć na swojego kierownika ,a zastępcę głównego dyrektora ,a teraz.. leży przed nim i walczy z sosem ,który wylał się z pojemnika z sałatką. Swoją drogą po co sos w dietetycznym lanczu?
„Pani Krysiu ,potrzebujemy pomocy!” – krzyknął Albert,a ja się zrobiłam cała czerwona.Przysięgam stopy też miałam czerwone ! Pani Krysia to najwspanialsza osoba w tej firmie , sprząta za nas wszystkie brudy ,a przy tym nigdy ich nie pierze. Jeśli wiecie co mam na myśli. Pani Krysia to jedyna kobieta ,która nie plotuje o niczym. Ucina temat ,gdy tylko to głupie krówsko Marzenka ją dopada na korytarzu „Krysiu ,a widziałaś najnowszą dziewczynę Rysia? A widziałaś Laurę i jej nowy samochód?”- Ja,Marzenka i Krysia jesteśmy jedynymy pracownikami z Polski. Marzenka z jakiejś wsi .Nie,żebym coś do wsi miała bo uwielbiam jeździć ,świeże powietrze , piękne widoki,ale bez przesady! Od razu widać ,że nic sobą nie reprezentuje,a pracę ma bo Albert ma jakieś korzenie w jej rodzinie. I tak im nie wierzę ,pewnie wskoczyła w jego rezydencji gdzie trzeba .Ale niech wie,że do mnie też nie ma co przychodzić , bo ja ostrożna jestem odkąd..
Witamy Cię Basiu – uściskała mnie po matczynemu Krysia ,w końcu to już wiekowa babka. Mogłaby być moją matką,napewno. Poczułam na policzkach ślady jej ulubionej czerwonej szminki i wcale nie było mi z tym źle. Oszalałam zdecydowanie.
Dzień Dobry Pani Krysiu, przepraszam, narobiłam kłopotu , ja ,ja.. – zaczęłam bełkotać ,gdy sos znikał razem z kilkoma ruchami niezawodnej Krystyny. Na odchodne dostałam siarczystego całusa i słowa Alberta „ Faktycznie , Mon cheri, Marzenka miała rację. Pięknie wyglądasz po tym urlopie” i zniknął . Po prostu wyparował w swoim gabinecie. Starałam się nie pokazać jak cholernie mi się to podobało. Skinęłam głową ,co chyba miało oznaczać, dzięki ,ale obawiam się,że nie zauważył. Może jego to też dużo kosztowało? Swoją drogą miło ze strony krówska ,że takie newsy sieje po firmie. Ale krową wciąż zostanie.
Ściany mojego gabientu przypominały, cholerną Kalifornię. Ten obrzydliwy żółty kolor skojarzył mi się z tym przeklętym miejscem. Od razu pomyślałam o siostrach i obiecałam sobie,że do nich zadzwonię jak tylko uwinę się ze stertą tekstów na biurku. Zawsze lubiłam ten kanarkowy odcień,ale dzisiaj.. Muszę poprosić o zmianę.Teraz i już.
Basia chciała się przywitać z dyrektorem „ Berlitz” .Ich fantastycznego wydawnictwa w którym pełniła rolę tłumacza . Kiedy postanowiła zmienić swoje życie i wyjechać za granicę ,zaproponowano jej praktyki w firmie Pana Claytona. Odrazu zyskał jej sympatię i chyba z wzajemnością.Po odbyciu stażu zaproponował jej pełen etat, z własnym gabinetem, laptopem ,telefonem, samochodem? Nie,nie to za dużo.Ale Basia i tak promieniała ze szczęścia. Była taka młoda ,taka niedoświadczona ,a los jej zssyła Pana Claytona. Clayton jest przemiłym starszym Panem, o zawsze nienagannym wyglądzie.Swoje siwe włosy farbował na modny brąz ,a zarost miał jak Brad Pitt w „Przekręcie” ,uwielbiam ten film! No Brada jasna sprawa,że też. Jego żona, Roxana pomaga mu prowadzić firmę ,chociaż wcale nie musi tego robić. Jest babcią dla conajmniej dzięsięciorga wnuków. Wszystkie zdjęcia małych blondasów wisiały w gabinecie Pana Claytona. Kocha je, widać, gdy tylko przekroczysz próg jego Królestwa.
Basia zapukała energicznie do drzwi i ,aż serce jej podskakiwało ze szczęścia. Nie każdy może się szczycić takim uczuciem – tęsknić za szefem, a to Ci dopiero ! Donośne i radosne „Proszę!” rozeszło się po piętrze.