Widok Miasta [Fragment 1]
Gdzieś w głębi, po lewej stronie, niedaleko od kontuaru znajdowały się ledwo widoczne schody.
- Tędy – prowadził.
Schody były nowe, pachniały świeżym drewnem i zdawało się, że nikt wcześniej po nich nie stąpał; ich wąska przestrzeń ograniczała ruchy.
Szliśmy na górę; mały człowiek przyświecał nam drogę grubą, masywną świecą; byłem sam ze swoimi myślami, zauroczony, z sercem przepełnionym miłością, urzeczony widokiem Dziewczyny (kim była?). Dziewczyna wydawała mi się ideałem. Piękna, tajemnicza, o oczach niczym zwierciadła (jej duszy?), poprzez, które, miałem wrażenie, że ją poznałem. Ale zdawałem sobie też sprawę z tego, że marzenia mogą tak szybko zawładnąć wyobraźnią, okiełznać ją i wywrócić do góry nogami. A jednak dalej wracałem myślami do młodej kobiety. Byłem pewny, że zobaczyłem ją po raz pierwszy w życiu. A jednak prześladowało mnie jakieś irracjonalne (zagadkowe?) wspomnienie: już się gdzieś spotkaliśmy…
- Jesteśmy – rzucił towarzyszący mi mężczyzna, przerywając moje myśli.
Otworzył drzwi i wskazał:
- To tu!
- Dziękuję – powiedziałem, biorąc z jego drżącej - wydawało się w półmroku – ręki klucz.
Wszedłem i zamknąłem za sobą drzwi.
W ciemności znalazłem świece: zabłysło światło.
W pokoju było chłodno. Przy wygasłym palenisku kominka znalazłem zapasy dębowych i sosnowych bali; roznieciłem ogień i zaraz zrobiło się trochę cieplej. Następnie podszedłem do okna i wyjrzałem przez nie – Miasto - cudowny widok w ciemności. Ogniki świateł drgały w wesoły takt melodii zgodnej z moim stanem ducha. Długo, zafascynowany, wpatrywałem się w ten nocny pejzaż. Potem odwróciłem się i podszedłem z kolei do łóżka, zrzuciłem ubranie i znalazłem się w jego przyjemnie miękkim cieple.
Przed snem wróciłem do początku swojej podróży.
Pod wpływem splotu niespodziewanych wydarzeń, o których w tym miejscu nie będę wspominał (bo po prostu tamtej nocy ich nie pamiętałem), zbliżając się do magicznych lat osiemnastu, zostawiłem wszystko, by poznać to, co obce było dotychczas w moim krótkim życiu. Czułem, że poprzez to zrozumiem również samego siebie, uporam się z tym, co mnie prześladowało.
Chciałem odkryć inny, odległy świat: deszcze i śniegi, morza i lądy, mroczną głębię jezior, rwące rzeki, góry i doliny, uspokajającą zieleń drzew, szum wiatru na rozstaju dróg, złociste łany zbóż. Pragnąłem ujrzeć inne, piękniejsze zwierzęta, inne gwiazdy, inny błękit nieba, inny odcień zieleni, innych ludzi. Chciałem zobaczyć słońce z innej perspektywy, inną drogę księżyca, ptaki, które latały wyżej i dalej; dotknąć innej barwy szarości, słowem, inność – to tak niewiele i aż tyle.