Widok Miasta [Fragment 1]
Czego tam nie było? Mnogość owoców i warzyw, sukna i jedwabie, chleb i różne wina, zabawki (ale nigdy nie widziałem tam dzieci), ubrania i buty, mięsa, ryby i drób, ozdoby, biżuteria, artykuły korzenne i przyprawy, wyroby ze szkła i ze szlachetnych metali (te błyszczały w południowym słońcu - były jednymi z najpiękniejszych). Handlowano tam wszystkim: delikatesami, artykułami spożywczymi, meblami, porcelaną i zbożem; było też coś dla amatorów staroci.
Na targowisku ciągle przewijał się tłum kupujących i sprzedających. Rozmach i bujność życia zapierały dech w piersiach. Większości z tych rzeczy nigdy wcześniej nie widziałem i nie rozpoznawałem.
Bogactwo tych towarów, wyrafinowane piękno kościoła, ratusza i mieszkań najbogatszych mieszkańców kontrastowały z nędzą, którą napotykałem w drodze na rynek. Bramy mijanych przeze mnie kamienic były usiane żebrakami z wyciągniętymi chudymi dłońmi: młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni – wszyscy błagali o datek; litość gościła jednak rzadko.
Rynek był miejscem niezwykle ruchliwym i barwnym. Słychać był rozmowy, przekrzykiwania, nawoływania, żarty, ale też kłótnie, niesnaski, a nawet przed chwilą zdarzyła się bójka.
W pewnym momencie zaczepiła mnie jedna ze sprzedawczyń.
Długa suknia sięgała prawie jej kostek, nieomal przykrywając zakurzone i zabłocone buty. Talię dojrzałej już kobiety przepasywał czerwony fartuch. Brązowe włosy pokryte pasmami siwizny, okrywała zawiązana pod brodą chusta. Zniszczone dłonie gorączkowo macały i podawały w tej samej sekundzie towar, zachwalając go jednocześnie.
- Czego potrzebujesz, młodzieńcze ? – Pytała.