Uniwersum Metro 2033 - Stoyan
- Uwaga! Nie zbliżajcie się do tego ustrojstwa, to może być trucizna! - krzyknął dowódca i wszyscy schowali się z powrotem do łaźni.
Owad przeleciał spokojnie przez korytarz i zniknął za drzwiami, które prowadziły do wyjścia na klatkę schodową.
- Może ludzie hodują tutaj te owady albo po prostu znalazły tu odpowiednie miejsce do przetrwania - zastanawiał się jeden z klonów
Wewnętrzny głosik ucichł. Urzeczony pięknym stworzeniem umilkł, zupełnie jak Stoyan.
-No dobra - powiedział stalker. - Na podziwianie motylków przyjdzie jeszcze czas. Ruszamy dalej.
Kontynuowali żmudne sprawdzanie kolejnych sal. Tym razem odbyło się bez większych incydentów. Mijali kolejno składziki, magazyny, pokoje obsługi.
Dowódca klonów wyszedł na korytarz, miał zabrać się za przeszukanie następnego pomieszczenia, gdy nagle w jego uszach coś strzeliło. Potem nastąpiła kakofonia trzasków i szumów.
- Słyszycie to? - zapytał klony.
- Co konkretnie dowódco? O co chodzi?
- Cholera! Nie słyszycie tych trzasków? Coś jak radiostacja albo jakiś nadajnik!
Klony spojrzały po sobie bezradnie. Trzaski i szumy nie cichły, ale wzmagały się. Aż chwycił się za głowę i upadł na kolana.
- Wszystko w porządku dowódco? - jeden z klonów przyklęknął obok niego i chwycił go za ramię.
Nagle dźwięki ucichły. Podniósł się z kolan i spojrzał po oddziale.
- Mam co do tego bardzo złe przeczucia...
Bum! Jedno po drugim światła w korytarzu zaczęły gasnąć. Bum, bum ! Ciemność pożerała korytarz i z szybkością biegnącego człowieka zbliżała się do grupy nieproszonych gości.
Cały korytarz pogrążył się po chwili w ciemności. Oddział zwiadowców, który zawczasu włączył latarki czołowe, przyglądał się teraz dowódcy i lustrował koniec korytarza, tam, gdzie nie sięgało światło latarek.
- Spadamy stąd ! - huknął Stoyan
Rzucili się wszyscy w stronę wyjścia. Co jakiś czas jeden z klonów przyklękał i lustrował korytarz, osłaniając przy tym odwrót towarzyszy.
Wtem światło w korytarzu zmieniło kolor na zgniło zielony. Oddział zamarł.
- Nie zatrzymywać się, do cholery ! –poganiał dowódca
Głosik w jego głowie krzyczał ze zdwojoną siłą.
"Co się do cholery dzieje?" Co to za pieprzone przedstawienie?"
Korytarz z każdym krokiem cudownie się wydłużał, drogi przybywało, a w głowie kotłowało się miliard myśli.
„A co jeśli tym korytarzem potoczy się zaraz olbrzymi głaz? Albo jak pojawi się tu setka uzbrojonych i niebezpiecznych bandytów? Albo wredne mutanty? Trzeba to przeczekać, nie można walczyć w takich warunkach!”
- Tam, po prawej! - krzyknął dowódca.
Wbiegli wszyscy do pokoju, który kiedyś musiał służyć za jakąś pracowniczą kanciapę. W kącie stało kilka przegniłych wersalek, a miejsce na środku jasno dawało do zrozumienia, że to tam toczyła się walka na karty.
- Meldować się, wszyscy!
- Jedynka zgłasza się!
- Tu dwójka, wszystko w porządku.
- Czwórka, jestem cały...
- Stop! Gdzie jest trójka?!
Klony zaczęły rozglądać się niczym zagubione dzieci.
- Był tuż za nami, zamykał kolumnę.
- Psia mać! - stalker wypadł na korytarz - Trójka, co się stało...
Na środku korytarza stał wózek inwalidzki. Stoyan, gdyby mógł, to przetarłby oczy ze zdumienia. Tuż za jego plecami pojawiły się inne klony.
- Dowódco?
Wszyscy stali jak wryci i patrzyli na wózek, który tak po prostu stał na środku tego przeklętego korytarza.