Rozdział drugi.
Zdałam sobie sprawę, że jestem w jego bluzce. Hm. To było ciekawe. Duch w męskiej bluzce. Tylko. Że ja wcale się nie czułam jak duch. Raczej. Raczej tak... Jak kiedyś. No, może z tym, że mnie nic nie bolało. Wstałam i poszłam do łazienki. Jakoś dziwnie mi się zrobiło. Nagłe nudności. Oparłam się o wannę i nachyliłam do niej. Albo ona była odpowiednia dla mnie albo ja dla niej. Czy to ważne? Przy- najmniej nie musiałam klęczeć przed nią.
Chwilę później ktoś wszedł do łazienki. Spojrzałam w tym kierunku. To nie on.
Znów spojrzałam w wannę. Mój umysł nie pracował jak należy. No cóż.
Gdy zdałam sobie sprawę z tego, co się stało. Jedyne na co było mnie stać to tylko odwrócić głowę w stronę drzwi. Ta kobieta wciąż stała w drzwiach. I patrzyła na mnie. Jakby zobaczyła ducha.
To było drażniące. Chciałam podejść i ją zabić. Ale. Wstałam i wyszłam. Wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku. Nie, nie dałam rady siedzieć. Położyłam się. Ale i to było zbyt trudne. Wstałam i schyliłam głowę. Czułam się, jakby wszystkie narządy chciały jednocześnie ze mnie wyjść. I to górą. Jakby nie było innego wyjścia. Ale po chwili to ustąpiło. By mogło przyjść gorsze uczucie. Coś jak wojna. Światowa?
Możliwe. Jakby połączyć kwas z wodą. Jakby... bójka kotów, atak szaleńców, pęknięta tama, zbyt głośna muzyka, gdy ktoś ma migrenę... I to wszystko w moim brzuchu. Jakbym była na detoksie. Czułam skurcze szyi. Ręce zupełnie miałam jak podczas delirki. Upadłam na ziemię, uderzając głową o łóżko. W sumie powinnam stracić przytomność. Ale w sumie jej nie straciłam. Całe ciało przeszedł mi paraliż. To było tak śmieszne uczucie. Że zaczęłam się śmiać. Ale ani delirka ani skurcze mięśni nie ustąpiły. Więc zaczęłam płakać z bólu. To musiało pięknie wyglądać. Taka mała psychopatka. Zaczęłam bić rękami o podłogę. Nie czułam bólu. Nic nie pomagało. To były najgorsze godziny jakie miałam podczas swojego nieżycia. A minęło ich chyba... cały dzień.
Gdy w końcu otworzyłam oczy okazało się, że... Nie, to nie był sen. To było zbyt realistyczne.
Aczkolwiek... tylko mi się zdawało, że uderzam o pod- łogę ręką? Cóż, tak, na pewno. Przecież paraliż nie ustępuje po sekundzie. Spojrzałam na zegarek. Dość wcześnie. Więc to nie mógł być sen.
Wtedy wszedł on. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Dlaczego leżysz?
Nie czułam tego pytania. To było... takie inne.
- Z kim mieszkasz?
- Sam.
- Nie.
Zastanowił się chwilę. Tak to wyglądało przynajmniej.
- Sąsiadka? Kwiatki obiecała podlewać.
- Sąsiadka?
- Jesteś zazdrosna?
- Nie. - pokręciłam głową. - Niby dlaczego?
Nie byłam. Nie miałam powodu. Fakt zaskoczenia kobietą nie wpłynął na moje uczucia. Nie kochałam go TAK. Żeby być zazdrosną. Zaśmiałam się na samą myśl. Aczkolwiek dotarło do mnie coś. Jako duch odczuwałam wszystko. Inaczej. Śmierć przyjaciela. Na pewno byłaby większym szokiem. Gdybym żyła. Również jego słowa. Wydawały się trochę inne. Może to przez śmierć?
Śmierć, śmierć, śmierć, śmierć, śmierć. Taki łańcuszek myśli nie odstępo- wał mnie na krok.
- Coś się stało?
Zamulenie było dziwne. Nie wiedziałam co się dzieje.
Podszedł do mnie. Wyciągnął dłoń. Wtedy zdałam sobie sprawę. Wciąż leżę. Chwyciłam się jej. I wsta- łam. Skinęłam głową.
- Co?
Spojrzałam na niego niezrozumiale.
- Co się stało?
Minęła naprawdę długa chwila.
- Mała, co z tobą?
- Nic.
Usiadłam na łóżku.
Wiedziałam, że nie tu powinnam być. Tylko. Że tam. Gdzie chciałam. Nie mogłam. Miałam masę pytań.
- Jak umarłam?
- Nie wiesz?
- Nie. Nie pamiętam.
- Hm. W sumie nie mogę ci powiedzieć.