Ulice Calleh
-Tak łatwo.
Noc była piękna, prawie bezchmurna tylko od czasu do czasu po niebie przemykała jakaś pojedyncza chmurka, jakby miała zamiar dodać mi otuchy w tych trudnych chwilach, a księżyc to już było istne cudo, tak pięknego jeszcze nigdy nie widziałem. Pełnia niewątpliwie dodawała mu uroku, zdawał się nawet emanować taką dziwną siłą. Nawet ten obrzydliwy zielonkawy smog stracił swój paskudny kolor na rzecz odcieni szarości i zdawał się już tak bardzo nie przeszkadzać jak wcześniej. Byłem pełny nadziei, właściwie była jedna rzecz, która mnie niepokoiła - Zora i ten jego dziwny blask w oczach. Było w tym coś niemalże dzikiego, jakbym obserwował bestię, nie człowieka. Mimo tego wrażenia jakie we mnie wzbudzał jego wypowiedzi zadawały się "przemawiać" za tym, że jest spokojny. Tym bardziej mnie to niepokoiło, ale nie było teraz czasu na wątpliwości, najważniejsza teraz była Sara.
-Uspokój się - powiedział poklepując mnie po ramieniu - powtórzmy jeszcze raz plan działania, to cię uspokoi.
-Dobra - powiedziałem bez pewności siebie.