This Noisy Silence
Nic dziwnego, że nikt nie chciał się u niego uczyć.
Ale niektórzy nie mieli wyboru - dla studentów, których prośby odrzucili wszyscy inni mistrzowie, nauczycielem z odpowiednia rangą pozostawał jedynie Aslan. Mentor przyjmował każdego, każdemu też wystawiał pozytywną notę na koniec terminu - a mimo niezwykle rzadko miał w tym samym czasie więcej niż jednego, dwóch uczniów.
Przez ostatnie dwa tygodnie zrobili wiele wiorst, przez zapomniane, zarośnięte ścieżku i zabłocone bezdroża, niebezpieczne ostępy, śmierdzące bagna i zimne wrzosowiska, słowem - totalne zadupie. Brudne ubrania, przemoknięte buty i śmiertelne zmęczenie skutecznie zniechęcały adeptów do dalszej wędrówki, ale stary nie zważał na ich narzekania, pokonując kolejne mile, niestrudzenie niczym krasnobrodzki biegacz.
- Kumple spod "Pijanego Alchemika" na pewno już zapomnieli o moim istnieniu. I Sevda też... - mruknął Soner, nagle wściekły na białobrodego czarodzieja. Już miał znowu zadać swoje beznadziejne pytanie, gdy staruszek nagle zatrzymał się na jakiejś polanie, nie lepszej od dziesiątka innych, przez które przychodzili, po czym oznajmił triumfalnie:
- To tu! - obrócił wzrok ku zdumionym studentom - Na co czekacie? Stawiać namioty.-
Wyższy z młodzieńców tylko wzruszył ramionami, po czym jął rozpakowywać plecak. Drugi potoczył wzrokiem po łączce - zapaćkanej błotem połaci burej trawy, zalegającej między dwoma ścianami ciemnych, bezlistnych drzew. Zadrżał - rzadki lasek nie osłaniał plany, lodowaty wiatr od stepu przewiewał cienkie, przemoknięte szaty. Deszcz przestał padać, ale chmurzyło się nadal, szare światło i krakanie wron dopełniało obrazu.
- Kurna, Czarny, ale wygwizdów - podsumował krótko Soner.
- Chyba żeś, Rudy, jeszcze wygwizdowa nie widział. - warknął Belgin, wyciskając z wody czarny warkocz i wąsy.
- Jeszcze tylko gromady stepowych zbójów brakuje do kompletu. -Wyższy ze uczniów z rezygnacją wywalił na trawę śledzie, płachtę, sznurki i odciągi, bez słowa zaczął się rozbijać. Nauczyciel nie zwracał na nich uwagi, z widocznym podnieceniem skakał wokół jakiegoś głazu, zalegającego opodal w trawie.
- Boże, co za pajac. - skomentował zachowanie maga wąsacz. - Oczywiście jego namiot to też nasza działka?-
- On szuka Harmonii, i nie pozwoli, by jakieś pierdoły odciągały go od owego szlachetnego celu. - wyrecytował z pamięci Soner.- Zresztą, taka jest racja istnienia wszelkich uczniów i terminatorów, by wyręczali swego mistrza w prozaicznych czynnościach. -
Podczas gdy adepci drżąc z zimna i grzebiąc na kolanach w błocie ustawiali i okopywali obóz, Aslan bezczelnie zasnął na kamieniu. Belginowi nawet nie chciało się kpić ze starego. machnął tylko pogardliwie ręką i wczołgał się do swojego namiotu. Zaczęło znowu mżyć.
Soner zbliżył się do starego, chcąc go zbudzić - Asil leżał na pokaźnym odłamie kwarcytu, z zamkniętymi oczyma i skupionym wyrazem twarzy - dopiero teraz uczeń spostrzegł swą pomyłkę. Mistrz nie spał. Odprawiał czary.
Soner kucnął wśród mokrej trawy; nie ruszał się, nie chcąc przeszkadzać. Twarz czarnoksiężnika wyrażała najwyższą koncentrację, z powodu mżawki nie widać było, czy się poci. Rękoma kurczowo obejmował niekształtna bryłę, szepcząc pod nosem zaklęcia w nieznanym adeptowi języku. Świat ucichł, nawet szum deszczu dochodził jakby zza ściany. I wtedy młodzieniec usłyszał Muzykę.
Nie da się opisać, czym jest Muzyka, tak jak nie sposób zrobić tego z Pięknem czy Miłością. Na pewno nie ma nic wspólnego z gra na ludzkich instrumentach, jest raczej ulotnym wrażeniem, uczuciem... Dla Sonera była głosem Ciszy; elfowie, bo to oni ją odkryli i nazwali, twierdzą, iż to z niej powstał świat. Można ją było rozpoznać tylko w całkowitej ciszy, jak najdalej od ludzi, jak najdalej od żywych istot, na takim jak te pustkowiu. Najwyraźniejsze jej odbicie pozostało w wodzie, deszczu, falach, sztormach, pływach morza; bardziej doświadczeni słyszeli ją w wietrze, ogniu, chmurach, świetle... Dla Asila Aslana śpiewały nawet skały. Każda inaczej.