This Noisy Silence
- Klątwa go oszukała! Zwabiła tu podstępnie i...-
- Belgin. Kretynie. Czy naprawdę sądzisz, że nie zauważylibyśmy klątwy na tyle silnej, by zniszczyć mistrza magii? Przecież coś takiego wrzeszczało by na wiele mil dookoła, to było by jak jezioro lawy, jak wejście do lodowatej wody, jak smród masowego grobu. Każdy by to wyczuł, zwłaszcza tak blisko.-
- Skąd, wiesz, kurna? Skąd wiesz, że ciebie też nie oszukuje?- pytał gorączkowo student.
- Tuż obok przeklętego miejsca, nawet ty byś to Słyszał. Nie ma takiej magii, Belgin. Nie ma tak potężnych iluzji. To jakby próbować zagłuszyć pijaną krasnoludzką orkiestrę dętą. -
Chyba go przekonał, ale nie uspokoił. Czarnowłosy nadal zerkał niespokojnie na blok kamienia.
- To co się z nim stało?!-
- A czy ja ci wyglądam na wróżkę? -
- Znasz jedną.-
- Spadaj.-
***
Stary nie obudził się ani tego, ani następnego ranka. Trzeba było go karmić, jadł mechanicznie. Zamarł w całkowitym stuporze. Z biegiem czasu przestał nawet ruszać ustami, w ogóle dawać jakiegokolwiek znaku życia; tylko płytki, miarowy oddech świadczył, że jeszcze żyje.
Mistrz magii ostatniego wtajemniczenia, członek Najwyższej Rady i szanowany mentor, Serkan Asil mag Aslan, stał się bezradny niczym niemowlę. I jego uczniowie nie potrafili nic na to poradzić.
Siedzieli na skrzyżowanych nogach przed namiotem czarodzieja, patrząc ponuro w ognisko; obaj śmierdzieli potem i przemokniętymi ubraniami. Skarpetki Belgina suszyły się nad paleniskiem, student zagrzebał bose stopy w ciepłym popiele.
- Rudy? - zagaił
- Czego? - odparł Soner, nie odwracając wzroku od płomienie.
- Trzeba coś zrobić. On się sam nie obudzi.-
- Wal. Moje pomysły się skończyły.-
- Pozostali mistrzowie na pewno mogli by mu pomóc. Przysłać uzdrowiciela. Albo chociaż wóz, żeby go zabrać do miasta. -
Rudowłosy milczał.
- Jak myślisz? To chyba najsensowniejsze wyjście? - nagabywał Belgin.
- Oni nie wiedzą, że tu jesteśmy. I nie mamy jak im tego przekazać.-
- Ktoś z nas może tam pójść. Wtedy jeden zostałby z dziadkiem, doglądał go, a drugi sprowadziłby pomoc.-
Soner zwrócił się ku niemu i wyrzekł tylko jedno słowo.
- Kto? -
- Mam dłuższe nogi. A ty i tak się nim zajmujesz.-
- Ile czasu?-
- Dwa tygodnie do Sofularu, trzy - cztery dni z powrotem, wierzchem i z innym magami. Kurna, dlaczego staruch nigdy nie pozwala wziąć koni? Dlaczego zawsze musimy wędrować na takie zadupie?!-