Tęsknota (Malarz 7)
Deszcz lał się po szybach strumieniami, a wycieraczki biegały w obie strony próbując bez sukcesu nadążyć zbierać wodę. Reflektory samochodów jadących z przeciwka raz po raz oślepiały, gdy Kryspin znów spoglądał na zegarek już wiedząc, że nie zdąży na czas. Będąc w klinice u Leny pamiętał, że jest umówiony z Joanną, ale nie chciał wychodzić dopóki stan małej się nie ustabilizuje. Kiedy lekarz powiedział, że powinno być już dobrze i była tam już cała rodzina stwierdził, że może jechać. Wydawało mu się, że ma szansę zdążyć, ale z powodu deszczu samochody się wlokły jak nigdy, a wyprzedzanie było niebezpieczne . Zegar wskazywał za dwie siódmą, a do szpitala był jeszcze kawał drogi. Przyśpieszył trochę, jak wjechał w boczną ulicę, w kolejną włączył się licząc na refleks kierowców jadących po głównej, poprzecznej. O mały włos uniknął stłuczki. Ktoś poczęstował go zdenerwowanym klaksonem. Światła, przestój, a w jego głowie rodzina zgromadzona przy małej Lenie - rodzice, szczebioczące dzieci. Tomasz i Kinga trzymali się na dystans, odnosili się do siebie chłodno, ale to był jakiś początek komunikacji. Samo tu jakoś nasunęło mu się wspomnienie Dominiki. Dawno już jej obraz nie odbił się w jego głowie tak wyraźnie jak teraz. Wygramolili się właśnie z pościeli cali rozgrzani, uśmiechnięci, położyła się na nim dłonie wspierając na jego klatce piersiowej, a na nich brodę.
- Kryspin co z nami dalej będzie? – pytała
- A co ma być? Będziemy żyć, kochać się, tworzyć, a potem pomrzemy i już.
- I tyle?
- No jeżeli jest życie po śmierci, a myślę, że to bardzo prawdopodobne to będziemy żyć od nowa.
- Nie o to mi chodzi. Skończyłam trzydzieści lat i tak pomyślałam… Chciałabym mieć dziecko
- Dziecko? Nie no. Dziecko to jest cudowna sprawa, tylko … - odsunął ją od siebie i spojrzał w oczy – Wyobrażasz sobie dziecko tutaj? W tym mieszkanku? Farby, cały mój warsztat… Dziecko potrzebuje łóżeczka, czystego powietrza do oddychania, a nie smrodu farb. Dla dziecka trzeba szafek, zabawek, mnóstwa rzeczy, płacze, budzi się w nocy, a jak zaczyna chodzić to wszystko rusza, wyciąga, rozrzuca… - pamiętał swoje wszystkie wymówki. Pogniewała się wtedy. Potem znowu próbowała z nim rozmawiać. Nawet znalazła większe mieszkanie, które mogliby wziąć na kredyt, aby w nim urządzić pokój dla dziecka.
- Ty wyobrażasz sobie, że będę spłacał kredyt i jednocześnie wychowywał dziecko? Wiesz ile kosztuje dziecko? Moje dochody zależne są od tego czy obrazy się sprzedadzą, twoje zarobki są raczej skromne.
- Spieprzyłem – wypowiedział sam do siebie jadąc dalej. Świadomość tego, że mógł mieć teraz własną rodzinę i sam doprowadził do tego, że było inaczej gniotła dotkliwie. Teraz Dominika była z innym. Po rozstaniu z nim to poszło bardzo szybko. Zaledwie kilka miesięcy, a już była zaręczona. Bardzo chciała mieć rodzinę, a on to zignorował. Stracił ją na własne życzenie. Teraz musiał zapomnieć. Jakie miał wyjście?. Tylko jej twarz, głos, ciepło ciała, śmiech, żarty, droczenie się wspomnieniami wpłynęły do świadomości i za nic nie chciały ustąpić. Jej obecność i brak oplotły jego myśli i przesłoniły oczy mgłą. Ale ona już układała sobie życie z innym, a on był umówiony z Joanną. Musiał pozbyć się jej z głowy, poukładać wszystko na nowo. Chciał zapomnieć.