Tęsknota (Malarz 7)
Tęsknota. Przedziwna emocja. Wokół chodzi setki ludzi, wielu coś chce, rozmawia, jest blisko, a w człowieku pojawia się ssący głód bliskości tylko tego jednego. Nie ważne jak inni są ważni, mili, troskliwi. Dziura w umyśle po obecności tej jednej osoby, która zajmowała w naszej głowie wcześniej określoną, ważną przestrzeń zaczyna wysysać energię, myśli, radość, chęć działania. Momentami zamyka się, wydaje się, że już jej nie ma, aby za chwilę wrócić ze zdwojoną siłą przywołując do krzyku rozpaczy. I nie ważne ile logicznych argumentów znajdziesz swoją inteligencją, aby udowodnić bezsens jej istnienia. Nie ważne jak bardzo siłą woli i logiką chcesz pozbyć się jej ze swej świadomości, uparcie siedzi i drąży. Pożąda obok konkretnego człowieka i guzik ją obchodzi, że to nie jest możliwe.
Kryspin w swym lęku o ojca, siostrzenicę i całym natłoku spraw do załatwienia, na chwilę uciszył swoje tęsknoty. Nie zniknęły, ale zdecydowanie ucichły. Mógł działać. Musiał działać. To wszystko co działo się w jego rodzinie, teraz jak nigdy, wyzywająco spojrzało w twarz jego sumieniu, aby krzyknąć głośno żądając reakcji. Na tyle czasu zupełnie zapomniał o wszystkich, którzy byli dla niego ważni… a teraz miał tylko ich.
Ksiądz Adam został w sali przy łóżku ojca, a Kryspin oświadczył, że jedzie do siostry. Nie wybrał się jednak bezpośrednio do kliniki. Poprzez zatłoczone ulice, pod zasnuwającymi niebo ciemnymi chmurami, zajechał do pracy szwagra. Ten sam bank od dłuższego czasu. Przemieszczający się ludzie, nieduże kolejki, twarze za szybami, przy świecących monitorach komputerów, przyciszony gwar głosów. Rozejrzał się i dostrzegł znajomą twarz nad plikiem papierów wychodzących z drukarki. Podszedł. Stanęli naprzeciw siebie, spojrzeli z niezmienną od dłuższego czasu antypatią. Przez chwilę trwało milczenie zanim Tomasz spytał.
- Czego chcesz?
- Żebyś zabrał dzieci i pojechał ze mną do kliniki.
- Po co? Kinga tam jest. I po co dzieci mają przywiązywać się do tej małej? Żeby potem cierpieć?
- Dlatego, że to ich siostra, a twoja córka. Dlatego, że być może zaraz umrze i mają prawo ją przed śmiercią zobaczyć, dlatego, że jeśli ty tam nie pojedziesz i nie dasz teraz wsparcia Kindze to ona ci tego nigdy nie wybaczy. To będzie koniec twojej rodziny. Rozumiesz?. Od tej pory będziesz tak jak ja. Sam dla siebie. Nikt nie będzie cię już obchodził, ani ty nikogo. Zbieraj dzieci i jedziemy, bo nie ma czasu.
Przez chwilę stali naprzeciw siebie w milczeniu. Tomasz nie odpowiadał, ale po wyrazie twarzy widać było, że waży w sobie słowa szwagra. Koniec końców kazał mu wynosić się, bo musi wracać do obowiązków. Odszedł. Kryspin nie mógł już nic. Pojechał do kliniki, aby być przy siostrze i małej siostrzenicy. Wierzył, że jego bycie obok i cicha modlitwa tworzy kanał przez który przepływa strumień łaski od samego Tatuśka. Kiedy zjawił się Tomasz z dziećmi wszyscy spojrzeli na niego zdumieni. Dzieci zaczęły oglądać siostrzyczkę, szczebiotać zafascynowane jej maleńkością, Tomasz patrzył w milczeniu, a Kryspin prosił, prosił w duchu z całym zaangażowaniem – Tatusiek wiem, że ja to nie ojciec Pio, może i bardziej podobny do robala i wiele mi brakuje do doskonałości, ale ten jeden raz weź moje łapy, wykorzystaj, pomóż. Jeśli to małe ciałko jest do uratowania, uratuj.