Elthainer
Prolog
Mężczyzna siedział na ławce pośrodku ogrodu. Twarz miał zaczerwienioną a oczy piekły go od napływających łez, które starał się bezskutecznie opanować. Jako król Elthainer, czwarty władca elfów z rodu Ciralinde, powinien był w każdej sytuacji zachować kamienną twarz i nie dać ponieść się emocjom. Jednak na ciągłe wieści o atakach na miasta południa, szerzące się strach i bezprawie w jego dotychczas obojętnym sercu coś pękło. Miał tego wszystkiego dosyć, jednak wiedział że jeśli nic nie zrobi wkrótce jego królestwo i te mu poddane utracą wolność. Spojrzał w górę obserwując spowite czarnym płaszczem niebo. Spróbował przywołać na myśl obraz słońca, którego nie widziano od początku Mrocznych Czasów. Już od prawię dwóch lat na świecie panowała szarość. Władca wstał ocierając łzę spływającą po policzku. Wyprostował się, odgarnął ciemne włosy z twarzy i ruszył przed siebie. Był gotowy by przyjąć kolejne informacje dotyczące sytuacji królestwa.
W sali panował delikatny zaduch. Teraz praktycznie nie otwierano okien w obawie przed burzami i gardem. Ostatnie wiosny niczym nie przypominały tych z dawnych lat. Roślinność zamiast budzić się do życia po zimie, teraz przez cały czas nie kwitły, a niektóre z nich zaczęły chorować. Ludziom coraz częściej doskwierał głód, wielu z nich przybywało pod mury miast elfów z nadzieją na lepsze warunki do życia. Z początku dało się ich utrzymać, jednak wraz z upływem czasu i tu zaczęło brakować pożywienia.
Król czekał z niecierpliwością, wiercąc się na swoim miejscu. Nagle usłyszał pukanie i ruchem dłoni nakazał strażnikowi otworzyć drzwi. Do pomieszczenia wszedł rosły mężczyzna.
- Mój Panie Caladomie – to mówiąc skłonił się nisko
Ten wstał i uściskał swego dawno niewidzianego przyjaciela.
- Witaj Lordzie Hennarcie! - odparł przyjaźnie
– Jakie to wieści mi przynosisz?
Twarz przybysza nagle spochmurniała. Caladom zachęcił przyjaciela by zajął miejsce przy stole.
- Niestety nie mam zbyt dobrych informacji mój panie – oznajmił kiedy oboje zasiedli
- Tessalumina ustąpiła wojskom Livenny. Miasto zostało zdobyte sześć dni temu. Miejscowa ludność została poddana licznym, bezpodstawnym torturom. Tych którzy stawiają opór zabijają, a ich ciała zawieszane są na murach miasta dla przestrogi. Nie oszczędzają nikogo ani kobiet, ani dzieci. Jednak nie to przeraża mnie najbardziej. W okresie ostatnich kilku tygodni zauważono znaczne rozwinięcie się chorób roślin, a przede wszystkim drzew. W paru miejscach zaobserwowano iż wody stają się niezdatne do picia.
Lord spojrzał na pobladłego przyjaciela, który siedział w milczeniu. Był roztrzęsiony. Po chwili jednak wziął głęboki oddech.
- Jeśli nic nie zrobimy nasi ludzie, i my możemy nie doczekać przyszłego roku. Lordzie Hennarcie, musimy zwołać naradę pięciu królestw.