Tatusiek (Malarz 6)
span>- chciał powiedzieć, że Bóg nie jest demonem, tylko jego przeciwieństwem, ale nie mógł w tym momencie znaleźć argumentów, które mógłby przedłożyć temu tu, konkretnemu człowiekowi tak, a nie inaczej doświadczonemu przez los - Ja muszę pomyśleć. –dokończył - Pozwoli pan?.
Kryspin tamtego dnia dużo myślał o słowach mężczyzny. Wlały się w niego rwącym strumieniem siejącym chaos. Zaczął myśleć o ogromie niczym nie uzasadnionych nieszczęść dziejących się wokół każdego dnia. Umierające w ciężkich chorobach dzieci były najtrudniejszym do udźwignięcia faktem. Mała Lena leżąca w szpitalu i walcząca o życie z powodu przedwczesnego porodu, a być może skazana na kalectwo z tego względu była faktem trudnym do pojęcia. Dlaczego? Wiedział jednak kogo o to spyta. Umówiony był na wieczór z Adamem na piwo. Adam wydawał się taki pewny siebie, pałający taką żywą i szczerą miłością do Boga i świata, tak wszystko gładko rozumiejący. Nie. Od razu nie mógł z tym wyskoczyć, ale jak rozmowa się rozkręci - musiał.
Spotkali się pod kościołem. Czekał chwilę zaciągając się rześkim powietrzem, patrząc na gałęzie drzew powoli pękające pąkami, wsłuchiwał się w ptasie trele i szum uliczny. Spojrzał na obłoki niczym kłęby białego dymu przetaczające się po gładkiej, błękitnej tafli nieba, a na całym tym spokojnym, pięknym tle znów zgrzytnęła świadomość przywołująca obrazy cierpienia dotykającego ludzi. Łzy, krew, ból nie do zniesienia. Potem z kościoła wylała się fala ludzi dopiero co w uniżeniu zanosząca do Boga przeróżne intencje. Każdy o coś prosił. Każdy coś dźwigał. Każdy liczył na pomoc, która nadejdzie z nieba. To było kilka minut, zanim stanął przed nim Adam. Podali sobie ręce na powitanie. Adam ubrany w dżinsy i sweterek, niczym nie przypominał księdza. Mimo to Kryspin przyczepił się.
- Coś ty tak się wypindrzył? Jeszcze manikiuru ci tylko brakuje. Na piwo idziemy, a nie na urodziny do babci. Pójdę teraz z tobą to ktoś mnie jeszcze za geja weźmie.
- Mam wrócić i się przebrać?
- No nie – zaśmiał się malarz – Właściwie to aż tak na opinii mi nie zależy. Nie da się nic zaradzić na bujną, ludzką wyobraźnię. Niech sobie pogadają, jak to im coś da.
- Bardzo słuszna uwaga, chociaż to co ludzie pomyślą też się jakoś liczy, bo widzisz… - w drodze do baru Adam opowiadał trochę o pomówieniach odnośnie księży i jakie to pociąga za sobą konsekwencje, oraz o innych jeszcze paru przypadkach pomówień, które zrujnowały ludziom życie. W końcu ujrzeli cel poszukiwań. Zatrzymali się przy oknie, zajrzeli. Przytulnie, domowo, wyglądające wnętrze, małe stoliki, uśmiechnięte towarzystwo – bez tłoku. Może połowa stolików była zajęta.
- No to sprawdzimy co tu dają? – spytał Kryspin.
Adam wzruszył ramionami i weszli. Półmrok, cicho grające radio w tle, nieco dymu papierosowego rozchodzącego się w powietrzu delikatnymi smugami. Znaleźli stolik, usiedli. Podszedł chłopak po zamówienie, więc zamówili hamburgery i piwo. Gwar głosów wokół i wybuchający tu i ówdzie raz po raz śmiech przypomniał Kryspinowi lata młodości. Nawet nie pamiętał jak dawno nie był w takim miejscu. Rozparł się w fotelu wygodnie, zaciągnął się dymem. Znów miał ogromną ochotę zapalić, ale postanowił ograniczyć się do chwytania cudzych dymków. Też smakowały. Spojr