Tatusiek (Malarz 6)

Autor: zielona
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ch ma urosnąć? – człowiek znów zaśmiał się ironicznie – I do wzrostu ducha ma prowadzić mieszanie go z gównem? Powiem panu coś. Ja też wierzyłem w Boga. Patrzyłem z zachwytem na zachody słońca, upajałem się wiatrem, obłokami, pisałem piosenki, kochałem. Jak ja wielbiłem góry, piękno świata, ile miałem ideałów… Nie masz pojęcia. Potem moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Jednocześnie. Miałem siedemnaście lat. Na szczęście, albo nieszczęście miałem starszego brata. Pozwolono mu wziąć mnie w rodzinę zastępczą. Jakoś próbowaliśmy wiązać koniec z końcem, ale to głupi wiek. Łatwo nie było. Moja dziewczyna, moje szczęście wymarzone i spełnienie tęsknot zaszła w ciążę. Nie byłem gotów na dziecko, ale wiadomość przyjąłem z nadzieją. Rzuciłem studia, żeby iść do pracy i stworzyć nam dom, zbudować gniazdo dla rodziny. Razem budowaliśmy. Najpierw ze sobą zamieszkaliśmy, potem pobraliśmy się. Urodziło się nam dziecko, za dwa lata drugie. Młodzi byliśmy, głupi jeszcze, obowiązki czasami nas przerastały, ale dawaliśmy radę, dopóki nie okazało się, że starszy synek choruje. Od lekarza do lekarza, od kliniki do kliniki. Nikł w oczach. Okazało się, że choruje na zanik komórek mózgowych. Przez cztery lata patrzyliśmy jak powoli wyłączają się kolejne funkcje i zamienia się w roślinę, a w międzyczasie okazało się, że młodszy ma to samo. Starszy zmarł, a my patrzyliśmy jak powoli niknie młodszy. Moja żona już wtedy miała ciężką depresję. Nawet nie chciała do niego podchodzić, ani widzieć go na oczy. Zamykała się w pokoju i trudno było ją wyciągnąć. Zmarł drugi chłopak. Parę miesięcy później podcięła sobie żyły. Byłem w pracy. Kiedy wróciłem leżała martwa w kałuży krwi. Że On zsyła na każdego taki ciężar, jaki jest w stanie unieść? Gówno prawda. Miażdży i patrzy ile udźwigniesz. Co szkodzi mały eksperymencik? Przecież sam sobie nas stworzył. Jesteśmy tylko nic nie znaczącymi robalami. Widzisz? Długo się włóczyłem szukając w tym jakiegoś sensu, ale w tym nie ma żadnego, pierdolonego sensu. Jest tylko sadysta nad nami, a my jak te króliki doświadczalne w jego łapach. Wyszedłem na dach, żeby ostatni raz spojrzeć na chmury i poczuć wiatr. Skoczyłem. Chciałem się tylko zabić, żeby nie miał już tej satysfakcji znęcania się nade mną. Zamiast tego skręciłem kark i leżę tu jak warzywo. Będę tak pewnie leżał do końca swoich dni nie mogąc ruszyć ręką, ani nogą, a on będzie patrzył z satysfakcją, bo wygrał. Nie podskoczysz mu. Nie masz szans.
             Kryspin siedział przez chwilę w milczeniu spoglądając to na ojca w nim szukając jakiejś podpowiedzi, to na człowieka na łóżku obok. To co powiedział zachwiało jego schematem wartości do samego fundamentu. Spojrzał na twarz ojca. Wzrokiem wydawał się wręcz żądać ustosunkowania się do słów sąsiada.
 - No co tato? Mam mu pojechać Platonem i ascezą? Sam w to nie wierzę. Mam mu przytaczać męki Chrystusa, czy Świętego Piotra? A wyobrażasz sobie jakbyśmy tobie ja i Kinga jako dzieci miesiącami umierali w ramionach, a ty patrzyłbyś bezradny? A potem mama? Co innego wziąć na siebie jakiś ciężar, a co innego bezradnie patrzeć na bezbronne, umierające dziecko, ukochaną kobietę – samochcąc na myśl przyszła mu Dominika. Wyobraził sobie, że wraca do domu i zastaje ją w kałuży krwi, wtedy,kiedy byli już razem i mieli być ze sobą do końca. To było nie do  wyobrażenia - Może ty wiesz co trzeba teraz powiedzieć, ale ja nie wiem. Muszę się zastanowić, skonsultować. Pan poczeka na odpowiedź. Co? – zwrócił się do mężczyzny – Nawet nie chcę sobie wyobrażać co się czuje w takiej sytuacji i naprawdę panu współczuję, ale…  

Najpopularniejsze opowiadania

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
zielona
Użytkownik - zielona

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2019-07-21 10:48:39