‘Wojna domowa w człowieku między rozumem, a namiętnościami.’
Miłość w systemie zaocznym/ wieczorowym. Zaczynając miłość chyba warto uzgodnić między sobą jej definicje jako taką. To radość z dawania komuś szczęścia, to zaufanie, wzajemne wsparcie, zainteresowanie, zachwyt, wygłupy, rozmowy o gÓpiótkich rzeczach, jak i o tych poważnych. Sztuka dogadania się, uzupełniania. Życie z miłością to życie już nie tak ubogie, altruistyczne w swojej egoistycznej skorupie.
On? Twardy na zewnątrz, miękki w środku. Rycerz, przyjaciel, kochanek – dopóki endorfina mu się nie skończyła i nie otworzył oczu, że samo się nic nie zrobi.
Praca nad związkiem jest wspólna, ta ‘praca’ nie męczy, jest wzajemną przyjemnością.
Na tym chyba właśnie miłość polega - na wzajemności.
Jeśli twój facet nie czuję zachwytu jak na Ciebie spojrzy (bo powinien widzieć w tobie coś więcej niż wszyscy dookoła) to nie masz czego u niego szukać.
Wierze w niego potwornie, przecież nie jest tylko skałą, tam coś jest. Ktoś go piekielnie skrzywdził. A ja albo jestem ślepa, albo prze naiwna, albo Bóg wie co jeszcze! Nie byłabym tego taka pewna, gdyby tego przede mną nie otwierał od 12.12 do mniej więcej końca kwietnia. Później coś upadło. Zapomniało się podlewać.
Wszystko stało się zwykłe, a nie wyjątkowe. Prozaiczne, nudne.
Ja mogę z nim codziennie robić to samo, a on nie będzie dla mnie nudny.
Ja mu się nudzę i to widać jak jasna cholera. To boli. Bo gdy staram się stawać dla niego na rzęsach to go to…nie rusza. Mówił, że kocha, że jestem wyjątkowa. Mu nie potrzeba wielu rzeczy ode mnie, ale nie myśli o tym, ze ja mogę czegoś od niego chcieć. Że go potrzebuję, że wariuje. Metafora kwiatka doniczkowego, hasła klucze? Gdzie ja mam rozum… Rozum, czy Moje serducho?
Nie potrafię być szczęśliwa z kimś kto mnie nie ufa.
Nie potrafię być spokojna z kimś kto o mnie nie zawalczy, nie będzie chciał zdobywać.
Nie potrafię być beztroska z kimś kto nie widzi we mnie wyjątkowości.
Nie potrafię kochać kogoś tak bardzo i nie dawać mu sobą szczęścia.
Ciężko jest być z kimś, kto to wszystko wie, zna definicje miłości, czuję, ze Jej potrzebuję, że ja mogę być TĄ! A jednak milczy i wycofuję się. Nie zważa na to, ze bardziej rani ukochaną, ważne jest to co on myśli. Mógłby się chociaż tym podzielić. Na oczywiste pytania nie odpowiada, nie zaprzecza oczywistym głupotom, bo wg niego – co to zmieni? Milczeniem komplikuje i tylko przeciąga sprawę - nie potrzebnie. Albo wóz, albo przewóz.
Kocham go takim jakim jest. Za to nadzienie w środku. Ale on chyba o mnie zapomniał.
Mam wojnę domową między rozumem, który każe się nie męczyć, przestać łudzić, przestać być tak naiwną. A namiętnościami, tym co czuję gdy na niego patrzę, tym, ze czy mam na swoim koncie zwycięstwo czy porażkę myślę o nim. Ja mu nie mogę powiedzieć tego obiektywnie, ale nie ma nikogo z boku, kto by mógł i miał odwagę.
Ale nie potrafię być pierwszą z brzegu. Tylko jedyną na świecie
.
Chciałabym o tym zapomnieć i zacząć od nowa, od początku. Bez słowa ale z chęcią, z energią! Ale musze być pewna, ze on kocha i chcę próbować bo ‘’dla Niej warto’’. Bez tej pewności, ta cała miłość na odległość mija się z celem, unfortunately.