Sylwester

Autor: stygma
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

ednoosobowy przedstawiciel ruchu pod nazwą Marsz Pokoju, uzupełniwszy brakujące płyny w moim organizmie, ruszam w świat, na inny kontynent.   Po chwili trafiam w sam środek festiwalu w Woodstock roku 1969, wskakuję na scenę i razem z Joe Cocker'em odśpiewuję "With a Little Help from My Friends" (publika szaleje!), a potem szepczę Janis Joplin na ucho, żeby więcej już nie ćpała, bo to się źle skończy! Mój angielski jednak jest bardzo słaby i mnie nie rozumie. A szkoda!   Ruszam więc dalej, wypalam fajkę pokoju z Winnetou (z Old Shatterhand'em nie gadam, bo strzelam lepiej od niego) następnie podążam śladami Stasia i Nel, żeby powiedzieć Kalemu, że jego teoria, co jest dobre a co złe, jest bliska większości ludzi jakich znam, zaczepiam o Brazylię, aby pocieszyć Isaurę, że niewolnictwo zostanie zniesione a Leoncio niech się wypcha, po czym tropem, dzielnego, młodego Polaka, Tomka Wilmowskiego, zwiedzam pozostałe kontynenty i nawet udaje mi się podrapać Yeti za lewym uchem!   Jedynie ze Szwejkiem rozmowa się nie klei, ale to z mojej winy, bo ilekroć zaczyna mówić w tym swoim cudownym języku, wybucham śmiechem i on się obraża. Chciałem jeszcze zaczepić o Vivaldiego z pytaniem, czemu ograniczył się tylko do Czterech Pór Roku zamiast skomponować Dwanaście Miesięcy, przecież byłoby to dłuższe i co za tym idzie, większy zarobek, ale jestem już zmęczony tą alkoholową podróżą. Wracając, zahaczam o Wagnera, ale Rysiek jest taki pompatyczny i nabzdyczony, że odwraca się tylko do mnie plecami. Z wizyty u Beethovena sam zrezygnowałem. Przecież nie znam języka migowego. Wróciłem. Trzeźwieję.   Chodnik przestał zwijać się pod moimi stopami, kosze na śmieci wróciły na swoje miejsce, a ławki są normalnej wielkości i stoją tam gdzie powinny. Nawet latarnie nie oślepiają, tylko znacząco mrugają do mnie swoim jednym okiem. Opadam ciężko na ławkę i nagle słyszę cichy głos: - Co pan tu robi?
Rozdział II KONWERSACJA   - Egzystuję! – burknąłem zirytowany, że ktoś narusza moją prywatną przestrzeń, akurat, gdy chciałem dokonać wiwisekcji na swoim umyśle i poznać przyczyny irracjonalnych wybryków, jakie spłodziłem w ostatnich godzinach. I nie tylko w ostatnich. W ogóle.   Zwierzęta znaczą swój rejon moczem, różnymi wydzielinami w które je wyposażyła natura, głównie po to, aby zwiększyć szansę przeżycia. Człowiek, swoje rewiry zaznacza pieniędzmi, obłudą, zazdrością, chciwością i innymi wrednymi atrybutami, których zwierzyna nie posiada, przede wszystkim po to, by niszczyć swoich pobratymców. To sprawia mu czystą, nieskalaną sumieniem frajdę. Granice wydzielonych obszarów jednego i drugiego gatunku, posiadają wspólną cechę. Jednakowo śmierdzą.   Takoż i ja, jako przedstawiciel skazanego na kreowanie się we własnych wyobrażeniach gatunku, oparami alkoholu uwalniającymi się z mojego ciała, wyznaczyłem swoją strefę. Około półtora metra. Przecież niewiele.  A tu ktoś, od razu z butami! - I długo ma pan zamiar tutaj, tak… egzystować? – nie poddawał się cichy, męski głos. - Aż do śmierci! – dokumentnie się uparłem. - Przecież jest mróz, zamarznie pan – cierpliwie martwił się prześladowca. - No to zamarznę! – oznajmiłem z ogromną satysfakcją, że zrobię mu na złość. Przecież nie sobie! Nie miałoby to sensu. Ciężko westchnął. - Nie ma pan dokąd pójść? – nie rezygnował. - Mam! Ale nie chce mi się tam iść! - A ma pan gdzie wrócić? Ależ uparty! - Mam! Ale nie chce mi się tam wracać! Cisza. Chyba wygrałem, ale na wszelki wypadek nadal nie podnoszę wzroku, żeby nie skrystalizować spojrzeniem postaci, która, miałem cichą nadzieję, jest tylko wytworem mojej aktualnie mocno sponiewieranej wyobraźni. - Kobieta? Cholera, a jednak! - Co, kobieta? – pytam. - No, czy to kobieta doprowa

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
stygma
Użytkownik - stygma

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2014-03-19 12:34:09