Święty Romek otwiera biznesa
- Nie smuć się, Romuś! Uszy do góry! – starała się pocieszyć go właścicielka. – Robota zawsze się jakaś znajdzie…
- Oj nie wiem, pani Zosieńko. Oj nie wiem… Ostatnio jak czyściłem komin
u Rutkowskiego, to do tej pory nic. Ech! Zimą zawsze ciężko o pracę…
- Romuś, to może weźmiesz na zeszyt! Co?! – Maciejewska poderwała się z krzesła przy kasie, żeby ściągnąć z półki ulubiony trunek Romka.
- Nie, nie! – zakrzyknął mężczyzna. – Pani Zosieńko, nie trzeba. Przecież pani wie,
że na zeszyt nie brałem, nie biorę i brać nie będę. Jak uczciwie zapracuję, to dopiero wtedy wypiję.
- No dobrze… - odpowiedziała zrezygnowana i usiadła z powrotem na krześle.
Jednak po godzinie Maciejewska nie mogła patrzeć na Romka, który wyglądał
przez okno w sklepie czy czasem nie nadchodzi jakiś potencjalny pracodawca i nerwowo zerkał na półkę z jego ukochanym Trzpiotem. Gdy dowiadywał się, że nie nikt nie ma
dla niego chwilowo zajęcia, oblizywał zrezygnowany wargi i siadał ponownie na swoim stołeczku.
Pani Zosieńka nie mogła patrzeć na cierpiącego mężczyznę, więc zaczęła się rozglądać za jakimś zajęciem dla Romka. Miała mu zaproponować butelkę Trzpiota
za zamiecenie sklepu, ale jej stały klient zajmował się tym ochoczo twierdząc,
że „tyle u pani Zosieńki przesiaduje, to w podzięce za gościnę chociaż trochę pozamiata”. Właścicielka rozejrzała się po sklepie i nic znalazła żadnej pracy dla Romka.
- Widzi, pani Zosieńka? Śnieg przestał padać i słoneczko wyszło, to może teraz więcej ludzi do sklepu przyjdzie, co? – zapytał z nadzieją Romek.
- O! Romuś, może byś odśnieżył przed sklepem skoro już nie pada, co? – zapytała zadowolona Maciejewska, bo w końcu udało się jej znaleźć zajęcie Romkowi, za które będzie mogła zapłacić.
- Ależ oczywiście, pani Zosieńko! Przecież ja pani nigdy nie odmówię! – zakrzyknął Romek i pognał na zaplecze po szuflę do odśnieżania.
Z uśmiechem na ustach mężczyzna, dzierżąc szuflę w ręku, pomaszerował
na podwórko. Maciejewska zadowolona z samej siebie rozsiadła się na krześle i zaczęła czytać jej ulubioną gazetę o tytule Fakt.
Romek w tym czasie zabrał się za odśnieżanie przed sklepem. Robił to bardzo powoli i dokładnie, bo nigdzie mu się nie spieszyło. Jegomość w średnim wieku lubił przy pracy zawsze sobie podśpiewywać. Lubił tak jak każdy w Malinówce disco polo, ale najczęściej wolał wymyślać swój repertuar i w ten sposób tego dnia można było usłyszeć:
- Gdybym ja babę miał to bym jej do stóp rzucił cały świat… Gdybym ja babę miał
to bym jej buzi dał. Gdybym ja babę miał to bym jej w dupcie klapsa dał. Nanananna…. Heheh.
Kiedy mężczyzna zbliżał się do końca odśnieżania, pod sklep zajechał czarny mercedes, należący do najbogatszego w wiosce Kowalewskiego, który miał największą gospodarkę w całej najbliższej okolicy. Romek pognał szybko do samochodu, żeby otworzyć drzwi kobiecie, bo inaczej nie wypadało dżentelmenowi.