Odbicie
Czekałam na ten moment od pół roku. Od pół roku nie zwracała na mnie uwagi. Od pół roku przechodziła obok mnie nie zatrzymując się na chwilę. Od pół roku nie patrzyła na mnie. Nie patrzyła w lustro. W swoje odbicie. I w końcu to zrobiła. Nie weszła do kuchni. Przystopowała. Odwróciła się w moim kierunku i powiedziała:
- Hej.
Spojrzałam na nią. Zbrzydła. Mogła wejść do tej kuchni, nie musiała się zatrzymywać. Uśmiechnęłam się sardonicznie.
- Zbrzydłaś.
Do oczu napłynęły jej łzy. Mimoza! Ciągle zamierzasz tak płakać? Jej oczy nadal były takie jasne, błękitne. Pomimo choroby. Płakała codziennie. Płakała gdy była sama. Rzucała naczyniami, głodziła się, nie wychodziła w ciągu dnia z łóżka. I płakała.
- Umrzesz, rozumiesz?
Zaśmiałam się, prosto w jej twarz. Umrzesz! Taka młoda i brzydka!
- Wiem.
Przez cały ten czas okłamywałaś samą siebie. Samą siebie i wszystkich wokół. Straciłaś ducha.
- Stracę i życie.
Zamknęłaś się na świat. Przytyłaś. Spójrz na siebie- spójrz na mnie. Jesteśmy grube. Spasione jak świnie. Przez codzienną dawkę Fast Foodów. Przez brak sportu, a tak lubiłaś pływać. Pamiętasz? Codziennie rano, codziennie! Chodziłaś nad jezioro. Wchodziłaś do wody nawet gdy temperatura dobijała do minus siedmiu stopni. Sprawiało ci to taką radość! A potem przychodziłaś zmarznięta i kładłaś się do łóżka. Ona cię przytulała. Luna. Kochała cie. Nadal cie kocha. A powinna wtedy odejść! Powinna cię zostawić! Okłamywałaś ją przez pół roku! Mówiłaś, że to nic takiego. Jak mogłaś?
- Kocham ją.
Zaśmiałam się. Kochasz? Ty suko odwróciłaś się od niej. Przestałaś z nią rozmawiać. Pamiętasz jak wróciła z pracy? Padał deszcz, była cała mokra, zziębnięta. A ty siedziałaś i wpatrywałaś się w powtórkę „Mody na sukces”. Miała zły dzień. A ty nadal patrzyłaś na telewizor.
- Dla jej dobra… nie chciałam jej skrzywdzić. – Poprawiła jasne włosy.
Skrzywdzić. Już to zrobiłaś. Jesteś okropna! Brzydka! Gruba! Kobieto jesteś chora! Poddałaś się.
- Musiałam.
Nawet nie skosztowałaś sushi! A mogłaś.
Jesteś zwykłą kurwą. Nie umiesz sobie z niczym poradzić. Twoje życie to jedna wielka marność. Niczego nie osiągnęłaś. Wszystkich wokół krzywdzisz. Umrzesz! Rozumiesz? Zgnijesz od środka, już zgniłaś. Brudasie! Matka miała rację. Źle cię wychowała. Jesteś taka samolubna. Taka głupia!
Nora stała i wpatrywała się w swoje, moje odbicie. Po policzkach spływały jej łzy. Chwyciła zniszczone, cienkie włosy. Szarpnęła. Otwarła buzię w niemym krzyku.
Śmierdzisz!
Zapłakała.
- Nie chcę umierać.
Chwyciła się za gardło i diametralnie pobladła. Nagle jej ciało nachyliło się z bólu. Rozwarła usta ukazując żółte nieumyte zęby. Zaczęła kaszleć- znowu. Patrzyłam obojętnie, codziennie tak robiła. Był to głośny mokry kaszel. Nagle z jej gardła wyleciało coś czerwonego. Spojrzała jeszcze raz na mnie i napluła.
Krew powoli spływała z mojej lustrzanej tafli. Oglądała to z grymasem na twarzy. Nieruchomo.
Krwista maź zalała moje oko, ciekła na nos i w końcu dotarła do rozwartych ust. Jej oczy szalenie śledziły stróżkę krwi. I wpatrywały się w rozbryzganą czerwień na całym lustrze. Na całej mnie. W końcu duża kropla dotarła do krawędzi i kapnęła. Spadła na ziemię. I znów. Tworząc malutką plamkę.
Musisz.