Stosunek do wsi
Wraz z ostatnim łykiem herbaty i dopięciem w głowie całego planu na ostatni guzik, rozległo się pukanie do drzwi. Zdziwiłem się, ponieważ był już wieczór, a ja raczej nikogo się nie spodziewałem, bo prócz bezpańskich psów i dwóch nieśmiałych głów wyglądających z okna naprzeciw, nikt mnie nie widział, przynajmniej tak mi się zdawało.
Zdziwiony podszedłem do okna tuż obok drzwi wejściowych, odsunąłem lekko firankę i ujrzałem starszą kobietę trzymającą wypełnioną czymś reklamówkę.
- Witam sąsiada, dobry wieczór.
- Dobry wieczór – odparłem z pytaniem w głosie, dzieląc te przytulne słowa na dwa zaniepokojone szepty.
- Usłyszałam, że ktoś do Jadźkowego domu przyjechał.
Jadźka to moja, świętej pamięci, babcia.
- Dawno tu nikogo nie było. Pomyślałam – wpadnę, przywitam się po sąsiedzku i zaniosę kilka słoiczków.
- Nie trzeba było – odparłem grzecznie i zaprosiłem starszą panią do środka, powitalnym, chyba bezwarunkowym, ruchem ciała.
Twarz tej kobiety była jakby znajoma. Pewnie kilka razy przewinęła się przez nasze podwórko w celu szybkich pogaduszek z mamą, ale ja, jako młody chłopak, jeszcze dziecko, raczej nie zwracałem uwagi na starszych sąsiadów będących tłem moich zabaw czy zainteresowań. Nasz dom, wszyscy z okolicy nazywają Jadźkowym, chyba dlatego, że moja babcia za życia była osobą bardzo społeczną, a drzwi do jej domu były zawsze otwarte - i tak zostało, Jadźkowy.
Podarowane mi marynaty w słoikach postawiłem na taborecie w przedpokoju a kobietę zaprosiłem do kuchni na filiżankę herbaty.
- Ty jesteś synem Teresy
Teresa to moja, świętej pamięci, matka.
- Tak – odparłem zmieszany.
- Straszna tragedia, świeć Panie nad jej duszą. Dobrze, że ktoś w końcu tu zamieszka, będzie z kim porozmawiać przez płot, po sąsiedzku i na herbatę wpaść. A i dobrze jak parafia się powiększy o nowego członka i ten dom śmiercią owiany znowu ożyje…
- Nie, nie, ja tylko na tydzień, porządek zrobić, brat znalazł kupca na ten dom. – wtrąciłem się blokując dalszy wywód sąsiadki.
- Aha, oo, ale to, ale to wam tak nie żal sprzedawać, przecież zapewne małżonka brata albo twoja z chęcią by tu zamieszkała z dziećmi, może jak nie teraz to jak maluchy podrosną, a teraz to nie wiadomo na kogo się trafi i czy w dobre ręce ten dom pójdzie…
- Nie, nie, my z bratem jeszcze nie założyliśmy rodziny. Ja jestem sam a brat żyje w luźnym związku. Może za kilka lat, ale to nic nie wiadomo, na razie mamy dużo pracy i na niej się skupiamy, a dom trzeba sprzedać, bo tylko stoi i niszczeje. Nowy właściciel na pewno będzie odpowiedni.