Srrach
– Skaranie boskie z tymi drabami – szeptem stwierdził jeden z gości, siedzący blisko Kazimierza i jego kompanii.
- Masz rację, nie ma na nich kary, a sami nie mają wstydu – odpowiedział jego sąsiad. – Zabijaki – prawie krzyknął na koniec i zaraz przestraszył się swego wybuchu.
„Wesoła kompania” jednak tak już pogrążyła się w pijaństwie, że nic, co działo się wokoło, nie docierało do ich uszu.
W tym czasie Kazimierz głęboko się zamyślił. Co ja tu robię z tymi pijakami i durniami? – dumał. A przecież byłem kiedyś porządnym człowiekiem. Miałem żonę, rodzinę, byłem szczęśliwy, przede mną otwierała się przyszłość. A teraz co? Co ona by powiedziała, widząc jak ja teraz żyje? Wolał o tym nie myśleć. Przed oczyma stanęła mu Agata. Była piękną kobietą. Przynajmniej on ją taką pamiętał, może po prostu był w niej mocno, do szaleństwa zakochany i to przesłaniało mu jej wady. Tak! Bardzo ją kochał! Miłością czystą, niebanalną. Miała długie, kruczoczarne włosy. Zawsze nosiła je rozpuszczone, bo on tak lubił, robiła to dla niego. Kochana Agata – zapłakał w duszy. Boże czemuś mi ją odebrał i… nasze dziecko, tę małą, niewinną istotkę. Boże! Jak mi ich brakuje!
Gdy zachorowała ich córeczka, a lekarze rozkładali bezradnie ręce, poszedł do znanej w okolicy znachorki. Nazywano ją czarownicą Heleną. Odczyniała uroki, dawała wywary dla nieszczęśliwie zakochanych, leczyła rany, oparzenia, postrzały, gdy „myśliwy” polował nielegalnie i bał się zgłosić do prawdziwego lekarza, a może po prostu wierzył bardziej czarownicy. Leczyła też „normalne choroby”. Niestety! Nie pomogła jego maleństwu! Jakoś przełknął tę gorzką pigułkę.
Potem zachorowała Agata. Znów po pewnym czasie lekarze rozłożyli ręce; przeklął ich. Ponownie udał się do Heleny. Ta po raz drugi zawiodła go. Wściekł się. Kilka dni później, po kilku głębszych, oszalały z rozpaczy i wściekłości, postanowił udać się do chaty czarownicy, żeby, jak sam to nazwał w myślach, dać starej jędzy nauczkę. Dom stał w pobliskim lesie na skraju moczarów, otoczony gęsto starymi dębami i bukami. Niewielu zapuszczało się w okolicę, gdzie zamieszkiwała Helena, czy to ze strachu, czy z szacunku dla starej, a najprawdopodobniej z tych dwu powodów naraz. Skoro leczyła, to mogła, jeśli by chciała, zaszkodzić.