Social media
– Pisz! – wrzasnął w ekran.
Nienawidził pośpiechu, a był do niego zmuszony. Ta kawa przyszłaby naturalnie w swoim czasie i łatwiej byłoby zdobyć jej zaufanie.
Pieprzony Valeri – pomyślał o wspólniku.
Justyna zniknęła, wylogowała się.
– O nie. Co jest?
Poczuł lodowate ciarki na plecach.
– Co ty robisz?
Niepokój zamienił się w strach. Czytał po raz kolejny, co napisał.
To przecież nie było podejrzane. - Zbierało mu się na płacz.
W głowie odezwała się matka: ‘Nic niewarta łajza.’
– Wracaj! – Uderzył pięścią w stół.
Zaczął krążyć po pokoju. Targały nim sprzeczne emocje, kazały się uspokoić i jednocześnie zniszczyć to, co już stworzył o Justynie.
– Jak możesz mnie tak traktować?! – Oczy wypełniły się łzami.
Położył się na podłodze i ciężko oddychał. Zobaczył matkę, pochyliła się nad nim. Zamknął oczy i zasłonił uszy rękami, ale i tak słyszał jej głos: ‘Jesteś nic niewartym łajnem. Nic nie potrafisz zrobić dobrze. Chciałam cię oddać, ale nikt nie chciał takiego gówna.’
Wstał, gotów zakończyć to wszystko jednym cięciem sztyletu, który trzymał na stole, ale usłyszał ‘tumdum’ i dopadł do komputera.
– No nigdy nic nie wiadomo ;) Ok, to kiedy ta kawa? :)
W jednej chwili zapomniał o wszystkim, co targało nim przed sekundą. Otarł łzy i uśmiechnął się szeroko.
– A kiedy Ci pasuje? Dziś nie dam rady, ale jutro albo pojutrze bardzo chętnie.
– Dziś też nie dałabym rady. Czekam właśnie na mamę, mam jej zrobić paznokcie. To taka trochę moja forma sztuki ;) Ok, więc pojutrze. Będę miała wolne :)
– Super :) Może być przed południem? Po południu pracuję, to znaczy ostatnio próbuję.
– Świetnie, to gdzie?
– W Lavendzie na Starowiejskiej, wiesz gdzie?
Wiedziała. Umówili się na jedenastą. Zawsze umawiał się tam z kobietami. Miał blisko.
Wziął do ręki telefon i zawahał się przed wybraniem numeru. Valeri był chamski, nieokrzesany, zero kulturalnej wrażliwości, dlatego nie lubił z nim rozmawiać.
„Załatwione, pojutrze.” – Wysłał wiadomość.
Rzucił telefon na biurko.
Ten pośpiech jest niebezpieczny.
Wszystko na nic, jeśli Justyna nie zgodzi się tutaj przyjść.
To ostatni raz! Nigdy więcej takiego tempa.
Tak bardzo chciał dowiedzieć się o niej więcej, obrazy ogromnie by na tym zyskały. Korciło go, żeby pisać z nią przez ten czas jak najwięcej, skłonić do otwarcia, oddania wszystkiego, co kryła we wnętrzu, a co uleci bezpowrotnie.
To głupi pomysł.
Skoro byli umówieni, musiał ograniczyć kontakt do minimum, żeby zbudować napięcie i czegoś nie zepsuć.
Podszedł do dwóch gotowych dzieł i poczuł wściekłość. Na wspólników, na świat i to, jak jest urządzony, na siebie, że potrzebował pieniędzy i na to, że sam nie wiedział, co straci, czego nigdy się nie dowie. Jak inne mogłyby być jego dzieła. Chciał doskonałości, a musiał się zadowolić wyobrażeniami i samą cielesnością.
Będą doskonałe! Dla ciebie, kochana.
Poszedł się położyć. Klej schnie dwie, trzy godziny, miał czas przed końcowym gruntowaniem.
Zanim zasnął, myślał o martwej matce. Kolejny raz udowodni jej, że nie jest zerem.
Jestem artystą jakiego nie było i nie będzie!
***
– Wysprzątałeś chociaż z grubsza? – zapytał Valeri.
– Tak.
Pozostali trzej mężczyźni weszli do drugiego pokoju. Nawet nie znał ich imion. I dobrze.
– Jutro w południe?
– Mniej więcej. Jesteśmy umówieni na jedenastą. Postaram się ją przekonać w godzinę, jeśli się nie zgodzi, spróbuję innym razem.