Social media
– Koniecznie musimy załatwić to jutro.
– Zrobię, co mogę. Jeśli się uda, muszę mieć czas dla niej, co najmniej godzinę, pamiętaj. Poczekacie, aż dam znać – powiedział Sebastian.
– Ty jesteś naprawdę chory, zdajesz sobie z tego sprawę?
– A wy jesteście normalni?
Koniec rozmowy.
Pół dnia przygotowywali pokój. Wychodząc zakleili jeszcze taśmą dziurkę od klucza, szczeliny wokół drzwi i zabronili tam wchodzić. Jakby tego nie wiedział.
Większość rzeczy trzymał tutaj. Musiał być blisko swoich dzieł, swoich zdobyczy, czuć ich obecność. Nie lubił się z nimi rozstawać. Sprzedawał obrazy jedynie podczas wystaw i wernisaży, i tylko całe serie. Całe kobiety.
Wymienił kilka zdań z Justyną i cisza. Zapisał całą konwersację w osobnym pliku. Potem będzie wracał do jej słów, zniekształcał, dopasowywał do wymyślonych sytuacji. Wszystko wykorzysta do pracy.
Malował trzeci obraz, pełen smutku związanego z rozstaniem. Te uczucia powinny być na czwartym obrazie, nawet piątym!
Tumdum – usłyszał z komputera.
– Jestem ciekawa, co mi Pan napisał… A tu cisza ;)
To ją zaintryguje.
Był naćpany, musiał uważać, żeby nie przesadzić.
– Wyobraź sobie, dziewczynko, że pracuję! Już samo oczekiwanie na kawę z Tobą natchnęło mnie do namalowania… Ciebie :)
– Poważnie? To cudowne wieści! Ależ jestem ciekawa, co tam tworzysz.
– Nie licz Pani, że Ci Ciebie pokażę ;)
– Jak to, nie zobaczę?
– Kiedy skończę ;)
Znowu długo czekał, aż odpisze, ale tym razem spokojnie. Zapalił papierosa i zapatrzył się na brązową butelkę na stole.
– Intrygujący Pan jest, Panie Sebastianie…
Uśmiechnął się.
– A Pani stała się Muzą…
Justyna próbowała zapanować nad sobą. Wciąż myślała, co przyniesie ta kawa, jakie Sebastian wywoła wrażenie na żywo. Była młoda i spragniona pięknego uczucia, a ich relacja właśnie na takie się składała.
– Pan też działa na mnie inspirująco. Myślę o Pana pracy, kiedy maluję paznokcie klientkom ;) Nie przeszkadzam zatem. I do zobaczenie za chwilę, przy obrazie ;)
– Dobrze powiedziane :*
***
Porozstawiał obrazy wokoło tak, żeby przykuły uwagę i przytłoczyły, zawróciły jej w głowie.
Musi tylko przyjść.
Stał na środku pokoju, wykąpany, wyperfumowany i ubrany jak na gorącą porę roku i artystę z epoki przystało, w świeżo wyprane lniane spodnie i białą koszulę. Nie mógł śmierdzieć papierosami. Nie palił od godziny. Ona nie paliła, więc on też nie mógł.
Chyba wszystko gotowe. – Rozglądał się jeszcze.
Dokładnie posprzątane, kadzidełka zapalone. Valeri z kolegami czekali gdzieś w pobliżu. Pewnie kisili się w samochodzie.
W głowie usłyszał matkę: ‘Nic nie warta gnida.’ Zignorował ją.
Wyszedł w jasny poranek i na moment wystawił twarz do słońca. Uwielbiał lato w mieście. Tyle w nim wtedy światła i barw. W powietrzu unosiły się zapachy natchnienia. Miał takie nieosiągalne marzenie, żeby namalować wszystkie kobiety świata.
Lavenda była tuż za rogiem. Chciał być wcześniej, stopić się z zapachem kawiarni, żeby świetny kobiecy węch nie wyczuł jego przesiąkniętego dymem ciała.
Zupełnie rozluźniony i zamyślony słuchał lekkiej muzyki i pił kawę, bawił się łyżeczką. Drzwi kawiarni były otwarte na oścież. Nie zauważył, kiedy weszła, patrzył gdzieś w bok.
Był jeszcze przystojniejszy niż na zdjęciach, podobny do Kurta Cobaina, pewnie przez włosy. Poczuła ucisk w żołądku, bo nagle w głowie pojawiło się i wymieszało wszystko, co o nim wiedziała i czego nie wiedziała, z tym, co sobie wyobrażała.