Skądinąd. I zewsząd /2/
***
W tym samym czasie, kiedy na oddział 6A szpitala w Kobierzynie, położonego w urokliwym parku pośród wiekowych drzew, przyjmowano nowych pacjentów, przywiezionych przez pogotowie ratunkowe z okolic Łańcuta, szef "Sekretcy&Spółka" mijali rolls-roycem właśnie opłotki Wrocławia. - To gdzieś na Dolnym Śląsku - mówił bardziej do siebie niż do Mirka detektyw - są te kliniki neurologiczne, gdzie jest zatrudniony Żuławski. - Jedna znajduje się niedaleko Wrocka - dopowiedział Mirek i zaraz zmienił temat. - Szefie, jest tu jeszcze coś. Po tym drugim artykule z "Gońca", w lipcowym numerze "Gazety Opolskiej" podpisujący się stale pseudonimem "a.a." pisze, że odnaleziono na głównej ulicy miasta jednego z trzech "przebierańców". Może chodzi o tego trzeciego, o Marka? - Piszą coś więcej? - Tak, autor anonimowy relacjonuje, że w tydzień po drugiej wizycie przebierańców, na promenadzie wiodącej ku starówce ówczesna policja zatrzymała dziwnie zachowującego się mężczyznę. Przedstawił się właśnie jako Marek. Kiedy go przeszukano, okazało się, że posiada dowód osobisty z tymi samymi personaliami. Co więcej, dowód był wystawiony w roku...1987, podane są te same dane adresowe, a policję zdziwiło to, że dowód tożsamości zrobiony był - jak to określili - z nieznanego materiału. - Co dalej? - szef zredukował bieg i zwolnił, wjeżdżając na stację paliw Orlen. - Niewiele. Na przesłuchaniu powiedział, że ostatnią rzeczą, jaką pamięta jest ciemny las nieopodal Opola i dziwna, przezroczysta mgła, po czym krajobraz się całkowicie zmienił. Kiedy wyjechali we trójkę z lasu, otoczenie było zupełnie inne. Potwierdził zeznania świadków, którzy opisywali ucieczkę przed pociągiem i pogoń za nimi. Potem nie pamięta już nic. Nie wie, jak się znalazł na ulicy, ani gdzie są pozostali, jak to oni nazywają, "przebierańcy". Policja uznała go za niespełna rozumu i odesłała do zakładu dla obłąkanych. - Podano adres tego zakładu? - Właśnie nie. Piszą, że mężczyzna całkowicie postradał resztki zmysłów. Dalszy los jest nieznany. - Myślisz, że to zbieg okoliczności? - Nie sądzę. Przecież nadal nie wiemy, gdzie jest Marek. - Może zaginął, jak wielu ludzi. Czasem odnajdują się po latach. - Tak, ale skoro wzywa nas policja rzeszowska, to wszystko zdaje się dziwne i coraz bardziej niejasne. - A jeśli coś znaleźli, jakiś trop? - pytał sam siebie szef, tankując do pełna i odkładając końcówkę dystrybutora. - Może ich odnaleźli? - No dobra, ale czemu akurat tam? Przecież cała trójka znikła w okolicy Opola... - pytanie zawisło w powietrzu, jak zapach wczesnej wiosny na wsi. - Tego dowiemy się na miejscu, miejmy nadzieję - Mirek zakręcił korek wlewu do baku i poszedł zapłacić kartą flotową. - Kupić coś jeszcze? - Skończyły mi się fajki, kup ze dwie paczki. Kiedy Mirek wchodził do sklepu, szef o czymś pomyślał. Przez chwilę stał nieruchomo, lecz opanował się, skupił i usiadł za kierownicę. Po chwili, kiedy zakupy zostały zrobione, mężczyźni popędzili w stronę obwodnicy, gdzie był wjazd na A4. Burza nadal krążyła z wolna, niczym krew w żyłach anemika. Przed nimi rozciągała się długa, nieograniczona przestrzeń. Ustawił tempomat na 140 i poprawił ustawienie fotela. Kątem oka zauważył, że pracownik zasnął. Postanowił więcej nie myśleć o niczym. Znikający pod kołami asfalt działał uspokajająco. Ostatnie dni były nerwowe. Takiej sprawy jego biuro jeszcze nie prowadziło...