Skądinąd. I zewsząd /2/
***
Przeminęły dwa dni, a pacjenta nadal nie udało się schwycić. Burza poszła na północny-wschód, w stronę Pelplina, gdzie stoi przepiękna, gotycka katedra, a w muzeum jest jeden z manuskryptów nutowych Bacha. Psycholog i Kobytyński powiadomili policję, kiedy "Securo-Med" oznajmiło, że psy mylą ślady, że deszcze zmyły wszelkie ślady i że nikt z pytanych na terenie szpitala i w terenie przylegającym nie widział pacjenta. Pytano w kaplicy - nic. Pytano w warzywniaku przy jednej z bram - pudło. Pacjenci nie widzieli nikogo podobnego, tak samo personel szpitalny i dostawcy różnych towarów i usług. Jedynym śladem był wciąż znaleziony na stole zegarek elektroniczny, ale cóż mógł pomóc, jeśli wszystko stracone. Trzeciego dnia od feralnej ucieczki szef "Sekretnych" w Poznaniu siedział w biurze i z nudów przeglądał jeszcze raz gazety sprzed wieku. Pracownik wysłany do Tworek niczego nie wskórał: nie zdążył dojechać, zanim pacjent dał dyla, został tylko przez jeden dzień, aby wesprzeć siły "Securo-Medu", bo ostatnio sporo osób wzięło zwolnienia lekarskie, wiedząc, że 80 % pensji z ZUS za friko jest lepsze niż 24 -godzinna wyrypa za niewiele większe pieniądze wypłacane co miesiąc. Kiedy wziął drugą z przyniesionych mu tydzień wcześniej przez pracownika gazet, "Gońca Opolskiego" zauważył, że na trzeciej stronie znowu jest artykuł o przebierańcach. "Przebierańcy ponownie odwiedzili Opole" - grzmiał tytuł złowieszczo, a szef był zły na siebie, że wcześniej tego nie zauważył. Gazeta była z 28 czerwca 1907, a więc dokładnie tydzień później niż pierwsza notatka. Znowu telefon otrzymał solidny strzał w słuchawkę, podobny los spotkał wrzeszczącą na biurku słuchawkę telefonu stacjonarnego, a także laptopa, który na próżno informował zieloną chmurką o nadejściu nowej wiadomości. Zagłębił się w lekturę. I już przy pierwszych akapitach całkowicie zdębiał…
***
Samochód rzeczywiście udało się oddać do serwisu, aby go dokładnie zbadali. Kiedy "Sekretcy" otrzymali raport, byli jeszcze bardziej skonfundowani całą sytuacją: auto miało ślady przejścia przez potężne wyładowania atmosferyczne ("prawdopodobnie epicentrum burzy i gradu"), generujące wysokie poziomy pola elektromagnetycznego. "Jak się zdaje, auto dostało się w epicentrum wyładowań atmosferycznych o wysokiej mocy. Zbadano też urządzenia pokładowe - komputer był wyzerowany do resetu, a zegary wskazywały stale dzień 19 czerwca 1907 roku. Na oponach znaleziono mikropyłki roślin, charakterystyczne dla obszarów płd-zach. Polski. Również na oponach oraz dolnej części karoserii i podwozia wykryto śladowe ilości pyłów, kurzu i piasku. Artefakty te nie pochodzą bezpośrednio z czasów współczesnych. Analiza wykazała, że zarówno pyłki, jak i mikrokurz na karoserii musiały przebywać na niej bardzo długo - co najmniej dwadzieścia lat, bo zdążyły wniknąć w warstwę lakieru i ustabilizować się." Co więcej, wszystkie badania wykazały, że samochód jest mocno namagnesowany - "jakby stał długi czas pod potężnym polem elektromagnetycznym". Wszystko to coraz bardziej wprawiało szefa biura w spory dysonans poznawczy. Nie wiedział, co ma robić. Od kiedy pracownik wysłany z misją do Tworek doniósł o samotnej ucieczce R., postanowił pokojarzyć fakty już dostępne. Ale im bardziej starał się zrozumieć, tym dalej było do zrozumienia...