Siedem ogrodów - antologia miłości niechcianej
– Znawca kobiet – parsknął, a ja udałem, że nie słyszę cierpkiego tonu w jego głosie. Zastanawiałem się, ile powiedziała mu Weronika. Zapytać, nie miałem odwagi.
Szykowałem się do wyjścia, kiedy w drzwiach dogonił mnie Heniek.
– Jakie masz plany na sobotę? – spytał lekko zdyszany.
Zastanowiłem się chwilkę.
– Właściwie to żadne, a co? Masz jakąś propozycję?
– Ognisko u mnie na działce. W swojskim gronie – wskazał głową na warsztat.
– Jak bez Skrzydlewskiego to się piszę. Przyda mi się mała rozrywka – uśmiechnąłem się.
– Dogadamy szczegóły.
Rozradowany wizją imprezy pobiegł do szatni.
Przez odcinek od warsztatu do głównej ulicy jechałem bardzo powoli, aż jadący za mną srebrnym Passatem gość zatrąbił na mnie ze złością. Przepuściłem go, zjeżdżając na bok. Nie spieszyłem się. Liczyłem na to, że ją zobaczę, ale los mi jakoś nie sprzyjał.
Marek siedział w kuchni, obierając ziemniaki. Jego mina, nie wróżyła nic dobrego.
– Dalej się wściekasz? – usiadłem i sięgnąłem po drugi nóż.
– A co? Sądzisz, że nie mam powodu? Jedno ci powiem, że rachunek za moją komórkę w tym miesiącu ty zapłacisz. Bo nie wiem, ile przetraciłem, wydzwaniając do szpitali i na policję. Ta noc będzie cię kosztowała jak za luksusową dziwkę.
Zjeżyłem się po tych słowach, bo jakoś dotknęły mnie jego słowa w zestawieniu z osobą Grażyny, ale nie chciałem dolewać oliwy do ognia. Kończyliśmy jeść obiad, gdy rozdzwonił się mój telefon. Zniecierpliwiony sięgnąłem po komórkę. To był Jurek. Ucieszyłem się z jego telefonu, bo bałem się, że po tych atrakcjach, jakie mu zafundowałem, będzie na mnie zły.
– No co tam Jureczku? – powiedziałem na dzień dobry.
– Cześć Jędrek, masz chwilę?
– No, dla ciebie zawsze – odparłem.