Sen Marty \ marta i mnich rozdział 2
Im bardziej się zbliżała, zauważyła, że krajobraz zaczął się zmieniać . W miejsce asfaltowych ulic i magazynów zaczęły pojawiać się kamienne drogi, od których odchodziły mniejsze polne ścieżki .
W oddali na horyzoncie zamajaczył kształt nie tylko jednej budowli jak na początku sądziła, ale całego kompleksu zabudowań tworzących całość z przylegającym do nich gęstym ciemnym lasem. Dokładnie jak na obrazie , ale tu widziała więcej szczegółów, wiec nie była pewna, czy to, to samo miejsce .
W dali po prawej stronie od opactwa , leżała wioska, oświetlana przez ten sam księżyc, który towarzyszył jej przez całą drogę .Gdzieniegdzie w gospodarstwach paliły się światła , w pobliżu ponownie odezwały się dzwony.
- Bim, Bam - zadudniło głośniej i jakby bliżej , aż zapiszczało jej w uszach , stąd głos z wieży wydawał się jeszcze głośniejszy, niż z daleka.
Podczas swojego marszu cały czas kierowała się w stronę wieży Kamienista droga , po której szła miejscami była wyboista , musiała uważać , aby się nie przewrócić. Droga nie była wcale prosta , jak jej się wcześniej zdawało , miejscami zakręcała , omijając płynącą w pobliżu niewielką rzekę. Minęła kolejną kładkę i weszła na niewielki kamienny mostek , za którym droga zrobiła się znacznie szersza , jakby gdzieś wreszcie prowadziła . Powoli podchodziła już do samej budowli , która przybliżała się nieubłaganie , teraz niema już odwrotu , wóz albo przewóz - pomyślała .
Gdy zbliżyła się do kamiennej bramy , zauważyła gruby mur otaczający całą budowlę , rozglądając się na boki przeszła obok ,zamierzała poszukać jakiegoś wejścia do budowli z wieżą
Ogrom zabudowań ,obok , których przechodziła trochę ją przytłoczył , nigdy nie widziała tak ogromnego kompleksu. Po chwili zadumy postanowiła obejść całość i poszukać jakiegoś wejścia. Obchodząc powoli cały przybytek , minęła kilka małych drzwi , jednak żadne z nich nie były otwarte , sprawdziła wszystkie po raz kolejny. Podczas poszukiwań spostrzegła , że wysokie mury okalające klasztor były bardzo grube , co przydawało całej budowli solidności .Delikatnie dotknęła ręką ścian, nie mogła się temu oprzeć , były lodowato zimne , miejscami pokrywał je zielony nalot coś jak mech , ale nie była tego do końca pewna. Zadzierając głowę do góry , ujrzała kopułę kościoła , nad którą wznosiły się trzy strzeliste wieże , jedna z nich posiadała dzwonnice. Kręcąc się długo na około budowli, która wydawał się nie mieć końca, zauważyła kolejne drzwi, były trochę większe od pozostałych i ozdobione motywami roślinnymi .
Po cichu podkradła się do nich , położyła dłoń na chłodnej klamce , która niemiłosiernie zazgrzytała , w powietrzu wyczuła zapach rdzy. Z całej siły zaparła się nogami w kamienną posadzkę, poczuła opór stawiany przez masywne drzwi , które zaskrzypiawszy , nagle puściły. Zawahała się przez chwilę, czy wejść do środka. Po krótkim zastanowieniu , ostrożnie weszła do ogromnego , wręcz przytłaczającego pomieszczenia , które było chłodne i mroczne. Po obu stronach wysoko nad jej głową wznosiły się wysokie okna miedzy, którymi znajdowały się barwnie zdobione kolumienki. Po dokładnym obejrzeniu pomieszczenia zauważyła , że niektóre z okien były ślepe i służyły tylko do dekoracji. Po chwili spędzonej w ogromnej sali Marta zaczęła trząść się z zimna, czuła jak po nogach przechodzą jej podmuchy zimnego powietrza .Było jej coraz bardziej zimno, mimo ciepłego ubrania jakie miała na sobie . Jak w większości starych kościołów, tylko gdzie niegdzie paliły się świece, podeszła do świecznika w , którym były umieszczone , zdjęła jedną z nich i oświetliła sobie drogę , którą szła. Po obu stronach znajdowały się nawy z drewnianymi ławkami , na wprost nich w głębi stał wielki kamienny ołtarz .Po prawej stronie naprzeciw niewielkiej drewnianej kapliczki stała kamienna rzeźba naturalnej wielkości, anioł o pięknej twarzy młodzieńca z pięknymi zielonymi oczami o barwie cyjanu , z dziwnym uśmiechem jak u Monalizy , wielkimi złotymi skrzydłami i mieczem w dłoni. Przysunęła się do rzeźby i dotknęła jej lodowatą dłonią , przez chwilę miała wrażenie , że przeszył ją elektryzujący dreszcz, zdrętwiała ze strachu szybko oderwała ręce od kamienia. Kamień był dziwnie ciepły ,albo tylko jej się tak wydawało , prawdopodobnie jej dłonie musiały być zimniejsze od kamienia. Jeszcze raz dotknęła dłońmi jego struktury , pod palcami wyczuła idealne pociągnięcia dłutem , żadnych nierówności , czy braków w kamieniu, farba wyglądała jakby ktoś niedawno ją położył .