Początek końca cz. 5
Bardzo powoli wstała z fotela i podeszła do mnie. Zbliżyła swoją buzie niebezpiecznie blisko mojej. Patrzyła na mnie z wielką uwagą jakbym był eksponatem w muzeum.
-Wiesz. Z początku cię nie poznałam, potem sądziłam, że wiem kim jesteś, ale teraz znów nie jestem tego pewna.
Przeszła na lewą stronę dokładnie analizując moją linię szczęki.
-Albo jesteś lepszym aktorem niż sądziłam, albo faktycznie nie masz pojęcia kim jestem i robię z siebie kompletną kretynkę. -Westchnęła. -Nie mniej jest już za późno.
-Za późno na co? -Włosy na karku stanęły mi dęba.
-Żebym mogła wyjść z tego mieszkania i zapomnieć co tu widziałam.
Zrobiłem krok w tył. -O czym ty mówisz?
-O tobie. Widziałam ciebie.
-Wiele osób mnie widziało, jestem pisarzem.
-Chyba kiepskim skoro wcześniej o tobie nie wiedziałam.
Ostrze sztyletu przeszyło moje serce.
-Nie możesz tego wiedzieć skoro nie czytałaś.
Spojrzała na okładkę książki, którą wciąż trzymała w ręce. Uśmiechnęła się pod nosem.
-Ty też tak sądzisz, skoro nie dałeś mi żadnej ze swoich.
-To, że nie rozpowiadam kim jestem wcale nie oznacza, że jestem beznadziejnym pisarzem.
-Ale nie znaczy też, że jesteś dobrym.
Moja pewność siebie legła w gruzach. Znów miałem ochotę ją wyprosić, ale nie mogłem.
Coś mnie do niej ciągło.
- O czym piszesz?
-Kryminały.
-Ale o czym? -Wyglądała na coraz bardziej zadowoloną z siebie.
-O zabójcy.
-Aha. -Jej oczy zabłysły. -I kim on jest?
-Jak to kim?
-Jakie ma alter ego?
-A skąd wiesz, że ma?
-Każdy jakieś ma.
-Bond nie ma.
-Ale twój ma.
-Skąd wiesz?
-Widziałam twoje oczy kiedy mnie zobaczyłeś. Już od samego początku wyobrażałeś sobie jakby wyglądały nasze dzieci.
Zaśmiałem się choć prawdę mówiąc znów poczułem sztylet. Tym razem wbiła go prosto w moją duszę.
-Co jedno z drugim ma wspólnego?
-Jak to co? Ty szukasz kobiety marzeń. Widzisz ją w każdej napotkanej dziewczynie. Nie mógłbyś pozbawić swojego bohatera kogoś takiego.
-A nawet jeśli to co? Przecież nie musi mieć dwóch tożsamości.
-Ale ma. Odbiegamy trochę od tematu, więc odpowiedz jakie jest?
-Aleks Orłowski.
-Aha. -Odparła, a na jej ustach ponownie zagościł najbardziej niebezpieczny, a zarazem najpiękniejszy uśmiech jaki widziałem.
Ruszyła w kierunku drzwi, ale nim zdążyłem się odwrócić, poczułem wielki ból, a zaraz po nim nie było już nic.