Rozdział III
ostawić?
- Szlag by to!... Przepraszam. Kupię ci nową. Lepszą.
- No! Oczywiście! Dziękuję! Ale nie o to mi chodziło. Dlaczego przestałeś mnie dotykać?... Kurwa! Zamknąłeś się w tym swoim gabinecie na trzy miesiące jakbyś zapomniał o całym świecie. Ledwie co się do mnie odzywasz, jesz sam, śpisz sam, gadasz sam do siebie, kończysz pisać i przed premierą jesteś znerwicowany jak cholera. Czy ty w ogóle o mnie myślisz? Przejmujesz się tylko tym czy sprzedamy następną książkę? Czy krytycy cię wyśmieją? A to, że czuję się samotna to cię nie obchodzi?
- Przecież ja piszę dla ciebie! Żebym był ciebie godny. Żebyś była zadowolona!
- Ale ja chcę mężczyzny a nie pisarza!
Przestali krzyczeć. Kobietę nagle opuściły siły, jej duma gdzieś wyparowała, dłonie opadły wzdłuż ciała, ''płaszcz'' zasłonił piersi, oparła się o łazienkowy blat i spojrzała w swe odbicie w lustrze. Oczy nabierały łez. Mężczyzna, wbił palce w gęstą czuprynę i agresywnie poluźnił krawat, który cały wieczór sprawiał, że czuł się skrępowany a teraz odbierał mu powietrze. Czuł od środka pragnienie nie dające ugasić się żadnym trunkiem, ogień we w sercu nie ginący pod zimnym prysznicem, głód doskwierający w okolicach podbrzusza ale nie będącym uczuciem pustki tylko sytości i wymagający natychmiastowego pozbycia się balastu.
Chwycił ją delikatnie za policzek i odwrócił jej twarz na powrót w swoją stronę i pocałował ją delikatnie w policzek gdzie spłynęła samotna łza, jakby całował ją na dobranoc, przerwał i cofnął się. Jej ciało powędrowało za nim z otwartymi lekko ustami i wzrokiem prosząc o więcej. W odpowiedzi wbił się w jej usta językiem a ona zaczęła bronić się godnie odpowiadając tą samą siłą. Cały miłosny romantyzm prysnął ustępując dzikiej namiętności, ich języki zaczęły toczyć walkę zaciekłych zapaśników, dotknęła przez spodnie jego krocza i poczuła, że jego penis zesztywniał. Chciała rozpiąć rozporek i chwycić nabrzmiałego członka w dłonie ale jego ręce odepchnęły jej dłoni i wróciły do tego co przerwały wcześniej. Rozsunął resztki jej niegdyś ulubionej sukni i ścisnął piersi idealnie pasujących do jego dłoni.
- Są lepsze... od tych... cycorów... tamtej... blondynki? - ledwie co wyrzuciła z siebie słowa w przerwach pomiędzy gwałtownymi pocałunkami a próbami złapania powietrza.
- Nie cierpię cyców jak u dojnej krowy i nie cierpię sztucznych cycków. Przecież wiesz. Twoje piersi... i cała reszta jest...
Przestał ją całować i chwyciwszy za pośladki uniósł delikatnie, posadził na blacie, pocałował długim i głębokim pocałunkiem. Poddała się pozwalając jego językowi wejść głęboko, odchyliła się bez oporu kiedy lekko pchnął ją do tyłu naciskając na ramienia. Wygięła ręce opierając się jednym łokciem o zimną powierzchnię mebla a drugą ręką trzymając za kurek zlewu. Spoglądała na niego jak opada na kolana, ustami schodząc coraz niżej w dół, zbliża się do jej majtek całując po drodze jej pierś, którą drażnił przez chwilę językiem obficie zwilżając sutek, potem całował brzuch na dłużej zatrzymując się w okolicy pępka, wreszcie wbił się w majtki wciągając głęboko ich zapach. Odchylił na bok koronkowy materiał i spojrzał na mokrą już intymną kobiecość. Bez wahania rozchylił palcami wargi i całą powierzchnią języka, łapczywie ale powoli polizał od dołu aż do samej łechtaczki i westchnął jakby wrócił do domu po długiej podróży. Smakował coraz szybciej i zachłanniej a jego ręka, która podtrzymywało jej nogę w powietrzu powędrowała do jego ust. Zwilżył palce i kiedy język zaczął koncentrować się na łechtaczce palce zaczęły krążyć wokół wejścia do środka. Druga dłoń powędrowała drogą jaką wcześniej odbyły jego usta. Ręka jak pająk skradała się przez brzuch, minęła mostek, zacisnęła się na jej szyi i wreszcie kciuk dotknął jej ust, które cały czas lekko rozwarte czekały na więcej i szeptały niem