Rozdział III
szę kończyć. - chłodne, bezosobowe litery zadały ból jak garść szpilek rzuconych w twarz.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
- Zostawiasz mnie?
- A po co ci ja? Udało ci się. Jesteś na szczycie. Nie jest ci potrzebna wirtualna przyjaciółka, dalej dasz sobie radę beze mnie. Mam tylko nadzieję, że napiszesz od czasu do czasu jakiś wiersz na naszej stronie. Tutaj gdzie oboje zaczynaliśmy. Zostaw jakąś pamiątkę dla naszej wspólnej pasji. Żegnaj.
- Nie żartuj sobie ze mnie. Nie podoba mi się to co piszesz. Teraz potrzebuje cię jeszcze bardziej. Ktoś musi mnie hamować, żebym nie przesadził. Nawet nie masz pojęcia w jakim teraz jestem bagnie. Tęsknie za moim starym mieszkaniem i czasach kiedy człowiek cieszył się z drobnych przyjemności a smutek wylewało się w wierszach dzieląc się wrażeniami z ludźmi podobnymi do siebie. Takimi ja ty. Nigdy bym tu nie dotarł gdyby nie twoja wiara we mnie.
- Kochanie? Jesteś już gotowy? - drzwi nagle się uchyliły i do gabinetu zajrzała Sonia. - Co tam robisz na moim komputerze? Chyba nie oglądasz pornosów beze mnie?
Sonia w dobrym humorze wpadła nagle do gabinetu a zaskoczony i zawstydzony Konrad klapnął laptopem odrobinę za mocno, wstał poprawiając krawat drżącymi rękoma i odpowiedział tak samo niezręcznie jak się zachował.
- Sprawdzałem tylko pocztę. Jestem już gotowy. Czekam na ciebie.
- Czekasz? To możesz iść i wyjechać już samochodem z garażu, ja przypudruję tylko nosek.
Zrobił o co prosiła. Wyszedł z gabinetu i przez chwilę szli razem, rozdzieliwszy się u szczytu schodów tymczasowo żegnając się przelotnym uśmiechem. Zszedł po schodach na dół, ona skryła się w łazience.
Życie się zmieniło. To nie było już to mieszkanie w wieżowcu jakie dzielił z matką rok wcześniej. Teraz schodząc do garażu mijał dekoracje kupione w drogich antykwariatach, wiszące na ścianach obrazy, głośno tykający stojący zegar, figurę egipskiej księżniczki naturalnych rozmiarów, porcelana i kryształ na każdej komodzie i szafce. Wszystkie pomieszczenia były puste a zostały oświetlone ogromnymi żyrandolami i lampą w każdym kącie, jakby wszędzie czaili się gdzieś ludzie czytający książkę. Ogromna willa zajęta tylko przez dwójkę ludzi. Czuł się tu nieswojo ale nie było to dziwne, bo to było jej mieszkanie. Trudno, żeby kobieta tego pokroju zamieszkała u niego, na jego warunkach, w jego rzeczywistości.
Czekał w samochodzie jak zawsze dłużej niż było to przewidziane. Wieczór zbliżał się długimi krokami, czas przyśpieszył w godzinach kiedy większość ludzi miała już wolne i zbliżał się czas relaksu z przyjaciółmi na mieście, bądź kolacji w rodzinnym gronie przy domowym stole. Przyjemność umyka szybciej w perspektywie mijanego czasu, ale w tych godzinach oczekiwanie w samochodzie na kobietę dłuży się w nieskończoność i zapowiada się fatalny wieczór kiedy kobieta zbliża się do samochodu idąc szybko, podskakując przy każdym kroku, trzymając mocno ściśnięte usta i byle jak zrobionym makijażem. Nie pudrowała nosa. Coś było nie tak jak powinno.
- Jedźmy szybko bo się spóźnimy - trzasnęła drzwiami.
- Wszystko ok? - zapytał troskliwie.
- Jasne, jedź! Głodna jestem.