Rozdział III
zy krok i szybko przebierał nogami po czerwonym dywanie. W środku wydawnictwa pachniało książkami, ich stosy leżały przy wejściu i w mijanych pomieszczeniach, nowe, jeszcze zapakowane w foli. Konrad ze zdziwieniem stwierdził, że pracownicy wychodzą z gabinetów, stoją w drzwiach i spoglądają na niego z zainteresowaniem. Ciche szepty i niedyskretne spojrzenia, czuł je na plecach i twarzy, z ulgą dał się wprowadzić do pustej salki na końcu korytarzu. Ryży znikł, został sam z kobietą na drugim końcu długiego konferencyjnego stołu.
- Jest pan punktualny to bardzo rzadkie u artystów. - zadudniło w pomieszczeniu łagodnym ale pewnym siebie głosem.
- Artysta to za dużo powiedziane.
- I do tego skromny.
Uśmiechając się wstała zza stołu i zbliżyła się do gościa wbijając wysokie obcasy w miękką wykładzinę. Kołysała biodrami w obcisłej spódnicy, a piersi przysłoniła ciasno przyciskając do nich teczkę. Miała proste, czarne włosy mocno spięte w kok a ostre rysy twarzy łagodziły tylko okulary. Faktycznie musiała mieć słaby wzrok, bo widział jak zmienia się jej wyraz twarzy z każdym krokiem jaki zbliżał ją do wyciągnięcia ręki i przywitania. Im bliżej niego, tym bardziej zdziwiona. Kiedy ścisnęła jego dłoń, przytrzymała go na dłużej aby dać poznać kim jest i kto będzie górą w tej rozmowie, jej zdziwienie natychmiast znikło zastąpione chłodną grzecznością.
- Nie wyglądasz na pisarza.
- A na kogo wyglądam?
- Na modela.
- Niemożliwe. Brakuje mi co najmniej kilkunastu centymetrów.
- I do tego zakompleksiony! Jakie to słodkie!
- Widzę, że wali pani prosto z mostu.
Roześmiała się głośno i odważnie a równocześnie lekko jak egzotyczny ptak śpiewający gdzieś głęboko w dżungli a słyszany w promieniu wielu kilometrów. Każdemu, nawet mężczyźnie pozbawionemu wyobraźni, jej zachowanie skojarzyłby się z królową śniegu uwodzącą Kaja, skojarzyłaby się w ten sposób facetowi, który spoglądałby na nią z boku ale temu patrzącemu prosto w jej oczy, wszystko wydawałoby się magią. Opuściła teczkę na bok i oparła pięści na biodrach, chwaląc się wyeksponowanym dekoltem. Wszyscy samotni i naiwni mężczyźni przegrali by z wizerunkiem ''władczej szefowej''.
- Żadna pani. Mów mi Sonia.
- Konrad.
- W takim razie usiądź Konradzie, porozmawiamy o tym co nam przysłałeś.
- To mamy o czym rozmawiać? Fajnie!
- A po co byśmy cię tu fatygowali? Trwało trochę nim wyłowiliśmy twój list ze mailowych śmieci, potem trzeba było to przeczytać, przeanalizować, zasięgnąć opinii i doszliśmy do wniosku, że koniecznie musimy cię poznać.
Sonia opowiadając usiadła w międzyczasie na brzegu stołu i rzuciła teczkę na blat, wyciągnęła spięty plik kartek, gęsto wypełnionych tekstem i zaczęła je wertować kontynuując wypowiedź. Jedno spojrzenie Konrada na materiał wystarczyło. Jego teksty.
- Wiesz jakie to niebezpieczne pisać prozę? Pisarz otwiera swój umysł i wylewa z siebie wszystko, czujnemu czytelnikowi zdradza wszystkie swoje tajemnice. - nabrała pouczającego tonu.
- Ja nie mam nic do ukrycia. Nie mam się czego wstydzić.
- Jesteś pewien? Niczego się nie boisz? A krytyki? Ludzie bywają wredni, potrafią wszystko wyolbrzymić, przekręcić, zadać ból dla własnej przyjemności a po twojej powieści widać...
- No co? - zapytał z miną twardziela kiedy zaczęła się zastanawiać bądź wahać nad odpowiedzią.
- Masz rozdwojenie osobowości. Na pewno cierpisz na syndrom borderline. Może jesteś schizofrenikiem. - odparła jednym tchem
Nie zareagował od razu, emocje przecież są niepotrzebne. Tak ogólnie to go tu nie było, nie wierzył, że tu jest to dlaczego przejmować się słowami kobiety ze snu? Odpowiedział powoli i bez emocji.
- Cóż, ktoś życzliwy mi powiedział, że nie ma normalnych pisarzy, więc mieszczę się chyba w granicach tolerancji. Nieprawda?