rozdział I
mężczyzna nic sobie z tego nie robił, albo był przyzwyczajony do rzeczy zabierających mu klarowne spojrzenie na świat, albo te wszystkie boże cuda przed oczami już go nie obchodziły, może po prostu spał.
Zaszli go z boku a on nieobracając twarzy, spojrzał groźnie jednym okiem na obcego.
- Czego?!
Dziennikarz obrócił głowę na bok, jakby dostał w policzek od żony po późnym powrocie do domu albo odrzucił go zapach czegoś nieświeżego z długo nie otwieranego słoika. Uśmiechnął się w myślach na wspomnienie słów dobrodusznego Romana na temat charakteru Upiora. ''Jasne - pomyślał - Niewątpliwie dobro od niego emanuje bardzo oślepiającym i gorącym światłem. Prędzej cię ugryzie niż ci się z czegoś zwierzy. Po cholerę tu przyjechałeś?''
- Oddaję dług. - Roman, do którego pytanie było skierowane wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i podał je siedzącemu na ławce - No i przy okazji przyprowadziłem gościa.
Mężczyzna odebrał towar i wyciągnął rękę z otwartą dłonią ponownie, domagając się więcej. Pielęgniarz cmokając z niezadowolenia, sięgnął ponownie do kieszeni i wyciągnął drugą paczkę wręczając ją niechętnie pacjentowi. Ten wyciągnął jednego papierosa, włożył go do ust i oczekująco spojrzał na stojącego przed nim olbrzyma.
- Czy ja wyglądam na lokaja?
Roman nie dostał odpowiedzi na swe pytanie poza empatycznym spojrzeniem, więc po chwili westchnął, wyciągnął zapalniczkę i zapalił ją przed twarzą siedzącego na ławce pacjenta osłaniając przed wiatrem ogień swoją niedźwiedzią łapą. Mężczyzna nachylił głowę, cofnął opadające na policzki włosy podejrzliwie spoglądając na obcego, kiedy zbliżył papierosa do źródła ognia. Chwycił rękę pielęgniarza dopełniającąc swymi małymi ale mocnymi dłońmi, kielich jaki utworzyły ludzkie kończyny wokół płomyka zamkniętego w bezpiecznym schronie. Płomyk spełnił swe zadanie zarażając życiem tytoń w papierosie i schował się z powrotem w zapalniczce a ludzkie dłonie rozeszły się bez pożegnania i tęsknoty.
Stojący z boku dziennikarz przechylił głowę aby przyjrzeć się odsłoniętej twarzy Upiora ale nie zdążył. Człowiek wciągający do płuc pierwszy haust nikotynowego dymu, wyczuł ruch obcego człowieka i obrócił twarz bokiem aby skryć się przed ciekawskim wzrokiem. Wyprostował się na ławce i wypuścił pierwszy wydech napełniony dymem i ulgą jaka ogarnia człowieka po długim rozstaniu z nałogiem.
- Pan pewnie nie jest z policji. - Upiór stwierdził fakt, którego był pewien, bo nie zaakcentował końca zdania.
''Odezwał się do mnie - pomyślał dziennikarz - Co za szczęście a już myślałem, że każe mi się wynosić zanim spytam się cokolwiek''
- Ten pan jest z prasy!
Roman niby nieśmiało i cicho, wtrącił się z poufną informacją zanim gość zdążył otworzyć usta i zacisnąć je w geście irytacji bo ''lokaj'' zaanonsował go bez jego zgody i z nutą złośliwości w głosie jakby wiedział, że zrani tym swego tymczasowego podopiecznego.
- Kurwa mać! Czy jest na świecie jakaś dostatecznie ciemna i głęboka dziura, żebyście mnie tam nie znaleźli?
Upiór zareagował gwałtownie ale z kolejnym puszczonym dymkiem jego złość minęła i pozostała rezygnacja i obojętność. W tej chwili z kieszeni Romana dobiegł elektryczny dźwięk, coś trzasnęło w jego kieszeni, sięgnął szybko do źródła hałasu i wyciągnął krótkofalówkę i zbliżył do ust.
- No? O co chodzi?
- Roman gdzie jesteś? Pomóż mi. Puchatek znowu nawiał!
- Aha. No dobra, akurat jestem w parku. Pewnie gdzieś tu łazi po krzakach. Zaraz go przyprowadzę.
- Zaczekaj, idę w twoim kierunku.
- To spotkajmy się przy wschodniej bramie - Roman wyłączył urządzenie i spojrzał wyczekująco na Upiora - Mam odprowadzić pana reportera do wyjścia?
Mężczyzna na ławce lekceważąco wzruszył ramionami. Roman uśmiechnął się porozumiewawczo do gościa i odszedł w kierunku lasku za jeziorem. Dziennikarz