rozdział I
cze ostatnia próba, ostatnie kilka słów. Może zmieni zdanie.
- Zdajesz sobie sprawę z tego jak bardzo bezsensowne jest to co robisz? Nie chcesz wyżucić głupiego niedopałka na trawnik a na świecie dzieją się znacznie gorsze rzeczy i nic z tym nie robisz. Są już trzy ofiary. Gliny nie mają tropu albo są za głupi, albo mają gdzieś...
- Co powiedziałeś!? - Upiór ożył kiedy usłyszał przedostatnie zdanie - Jakie trzy ofiary?
- To ty nie wiesz?...
Minuta. Jedna chwila. Wystarczająco dużo czasu aby przekazać ze świata kilka faktów o których nikt wolałby nie wiedzieć.
- Ja pierdolę... Cholerny sukinsyn...
Długowłosy pacjent szpital złamał się wpół i zaczął wyć. Upadł na kolana i skrył całą twarz w dłoniach nie ze wstydu przed łzami ale aby zdławić krzyk rozpaczy i nienawiści. Dziennikarz stał bezsilny i coraz bardziej zły. Wściekły spojrzał w kierunku szpitala. Dojrzał tylko dach nad falami zieleni, która nie działała już tak uspokająco. Dawka była za mała by klęczącego pozbawić bólu a dziennikarza wściekłości. Jedno zmrużenie oka i znalazł się z powrotem w biurze.
- Kawał z ciebie skurwysyna PANIE doktorze!
Zdanie poprzedziło głośne trzaśnięcie drzwiami, które odbiło się echem w całym szpitalu. Doktor przyjął pozycję w jakiej pozostawił go dziennikarz i odpowiedział po chwili, spokojnie i bez nerwów.
- Zbliża się pora kolacji. Zapraszam pana na stołówkę. Dziś będą pulpety w sosie pomidorowym. Palce lizać.
- Wsadź se pan je w dupę! - Kamil trzasnął otwartymi dłońmi o powierzchnię biurka i opierając się nachylił twarz jak najbliżej lekarza, zaczął mówić cicho ale dosadnie, przez zaciśnięte zęby.
- On nic nie wiedział o kolejnych ofiarach. Miałem być orędownikiem złych wieści z zewnętrznego świata? Taką miałem rolę? Ten mężczyzna cierpi teraz jak cholera i to przez pana.
- Ból. To część życia. Już rozmawialiśmy wcześniej. Użyłem pana jak klucza, bo sam nie lubię zadawać bólu a pan przecież bardziej ceni prawdę niż bezpieczeństwo więc o co chodzi? To jak? Kolacja? Przyjmuje pan zaproszenie?
Blondyn prychnął wściekle, odwrócił się gwałtownie, otworzył drzwi szarpnięciem i stanął nieruchomo w wyjściu zastanawiając się nad czymś bardzo głęboko. Odwrócony nie spojrzał nawet na doktora tylko odpowiedział dwoma krótkimi zdaniami i znikł bez pożegnania.
- Wpadnę jutro w porze obiadowej. Muszę odwiedzić przyjaciela.
Lekarz pozostał sam. Zadowolony obrócił się w fotelu w kierunku okna i zagadał sam do siebie, spoglądając na zewnątrz, na kolorowe kwiaty w ogrodzie, duży żywopłot i park w oddali, skąd przybiegł wściekły dziennikarz i gdzie nad brzegiem stawu dręczył się z wyrzutami sumienia Upiór, ulubiony pacjent doktora.
- Złość, wyparcie, akceptacja. Każdy. Dosłownie każdy zachowuje się tak samo. No... może poza moją żoną. Ale jej nie ogarniam.