rozdział I
ł go za drugie ramię. Pielęgniarze pewnie nie zdawali sobie sprawy ze swej siły, odszedli prowadząc podrygującego puchatka, który był niższy od obydwu, więc niemal unosił się w powietrzu kiedy trzymali go za ramienia. Wyglądali jak małżeństwo wracające z pikniku z rozbestwionym synem.
- Czekaj! Niech tylko doktor się dowie. Jeżeli się przeziębisz to na kolacji będziesz siedział razem z Upiorem. Po jego prawej stronie!
Znikli. Znowu na polanie zapanował pozorny spokój, tylko coś kumkało w stawie, świerszczało w trawie, ćwierkało w krzakach, kukało na drzewie, wiatr, szum, szeleszczenie, plusk. Życie.
- Miałeś rację. Pięknie tutaj. Motyle i wogóle cały ten... Szajs
Parsknęli śmiechem. Śmiali się dopóki Upiór nie zauważył, że Kamil poważnieje i coraz częściej spogląda na jego twarz. Tą po drugiej stronie, tam gdzie go widział Puchatek.
- Wiesz co? - Upiór zmienił ton na bardzo złośliwy - Kamil to strasznie pedalskie imię!
- Nie wiesz jak mam na drugie więc oszczędzaj epitety. - obronił się dziennikarz.
- Aha myślisz, że kolejnym żartem i przełknięciem mojego trudnego charakteru osiągniesz sukces zawodowy?
Podniósł się z ławki i stanął naprzeciw dziennikarza. Nachylił się i odsłonił twarz.
- Masz! Zaspokój ciekawość, zrób sobie zdjęcie i umieść mnie na pierwszej stronie. ''Sekcja umysłu szaleńca. Chory czy potwór?'' Taki dasz tytuł?
Policzek miał, jakby ściśnięty niewidzialnymi palcami, ściągającymi skórę z kącika ust, ucha i górnej powieki oka. Paraliż mięśni uniemożliwiał mimikę. Połowa twarzy była martwa.
- No i co zadowolony? Na co kurwa czekasz?! Rób to zdjęcie!
- Mylisz się. Nie o to mi chodziło.
Upiór trochę się uspokoił. Zaczął chodzić przed ławką, depcząc trawę i zaciągając się coraz częściej i coraz płyciej końcówką papierosa. Wreszcie przygasił peta na poręczy ławki i miał zamiar wrzucić go do stawu, powstrzymał się. Spojrzał na trawnik, ławkę, oserwującego go Kamila. Brakowało mu kosza na śmieci. Po chwili zastanowienia wyciągnął paczkę z kieszeni szpitalnej bluzy i włożył niedopałek pomiędzy ''dobre'' papierosy. Zaczął mówić spokojnie, z pretensjami w głosie, niemal ze łzą w jednym oku. Tym sprawnym.
- Czego ode mnie chcecie? Nie dość już mi pytań zadali gliniarze? To jeszcze prasa chce mnie męczyć i to po kilku miesiącach jak się tu ukryłem. Jeszcze ludzie nie zapomnieli?
- Trudno cię zapomnieć! Zrobiłeś dużo szumu. I w swoim literackim świecie i w publicznym. No i kłopoty z policją... Byłeś na ustach całego kraju.
- Nie chciałem tego! - Nerwy znów wzbórzyły powierzchnię ale kilka sekund dźwięku leśnych ptaków je ugłaskało na powrót. Upiór przemówił tymrazem łagodnie - Kurcze! To niewiarygodne! Nigdy nie chciałem rozgłosu. Jedyne czego chciałem to święty spokój i miejsce tylko dla siebie. Może i dokuczała mi samotność ale nic na siłę. Od nikogo nie chciałem pomocy ani tymbardziej litości. Szlag by to... Za dużo się się zdażyło złego by to cofnąć. Zresztą już sam nic z tego nie rozumiem...
- Bo jesteś w to bezpośrednio zaangażowany. Opowiedz mi co się stało to ci pomogę. Napiszę artykuł, który cię wyzwoli od wszystkiego o ile to co mi powiesz będzie prawdą.
- Nie. Nie mam już sił. Policja zna większość faktów i gówno to dało. Cała ta historia... początku nie zrozumiesz... a końca jeszcze nie ma, bo jeszcze żyję.
- To zacznij od środka i nie mów mi, że czegoś nie zrozumiem. Nie kupiłem dyplomu i nie dostałem pracy po znajomości. Jestem na tyle inteligentny aby cię zrozumieć. Dawaj!
- Nie... Proszę. Zostaw mnie.
Upiór obrócił się plecami do blondyna, ten uniósł brwi zdziwiony ale jeszcze nie zniechęcony. Wstał, poprawił płaszcz, postawił kołnierz koszuli i podwiązał rozluźniony krawat. Jesz