Czery pory roku
WIOSNA
Uśmiecham się do siebie, gdy patrzę na Nią, jedzącą śniadanie, idącą do pracy, snującą marzenia o nas. Rozmawiam z nią i widzę, jak płoną jej oczy, gdy wspominam o naszym własnym kącie, o czterech ścianach, samochodzie, psie… Na ścieżkę potomstwa jeszcze nie wkraczam, choć wiem że Ona już na to czeka. Tak słodko sączy kawę z filiżanki, gdy siedzimy na balkonie i rozmawiamy.
Wiosna już w pełni. Przyglądam się koronie drzewa, zaglądającego do naszego salonu. Wiem jak bardzo Ona je kocha. Odkąd się wprowadziliśmy do mieszkania codziennie wychodziła dotknąć jego gałęzi, zawiązała też czerwoną wstążeczkę na samym koniuszku jednego z jego ramion i uznała, że przyniesie nam szczęście, dlatego że dopóki drzewo będzie rosło, będziemy zadowoleni z naszego życia. Teraz wstała i poszła do kuchni. Nie znosi gotować, a jednak gotuje dla mnie. Robi wiele rzeczy, których nie lubi, albo przynajmniej mówi, że nie lubi robić. Śmieje się, gdy stłucze kolejny talerz lub przegotuje ziemniaki. A w wyniku tego zamawiamy pizzę do domu. Mruży oczy, patrząc na słońce. Mówi, że jest szczęśliwa. Też jestem, choć nie rozumiem do czego potrzebna jest jej dziecięca naiwność, którą mierzy życie.
Wychodzi do pracy każdego dnia, nawet niedzielami, ponieważ „tworzy rzeczywistość” – jak zwykła to określać. Rzeczywistość równoległą do naszej, którą mi nieraz prezentowała. Na ogół smutną lub straszną, pełną cierpienia i strachu, rzeczywistość niepewności czynów i śledzących kroki cieni. Gdy pytam dlaczego – odpowiada, że w każdym życiu musi być jakiś balans. Ludzie nieszczęśliwi szukają w swoim życiu najmniejszych łupinek szczęścia, szczęśliwi – odwrotnie. Ona stwarza to, czego życie jej oszczędza. Uśmiecham się, choć wcale nie widzę sensu tej odpowiedzi. Wsiadam do samochodu i myślę o swoim życiu, pełnym trosk i zmartwień. Dziś wieczorem wrócę do domu zmęczony. Wiem, że wszystko będzie na mnie czekać: dziewczyna, obiad, kąpiel, wygodne ciepłe łóżko i telewizja. Mam wszystko, o czym może marzyć mężczyzna.
Rozmowa przy obiedzie jak zwykle wypada dobrze, zaglądam jej w oczy, dziękuję za trud, który wkłada w nasz związek, chwalę posiłek. Ona się uśmiecha i dziewczęco-zawstydzone oczy opuszcza na swoje dłonie, po czym pyta, czy chcę ciepłą kąpiel. Odpowiadam, że tak i całuję w policzek. Ona wychodzi i – nucąc – krząta się po łazience. Ja natomiast kończę jeść i zadowolony, że wszystko układa się dobrze, odkładam teczkę na jej miejsce i szykuję się do kąpieli. Gdy wchodzę do łazienki gorąca para skrapla się już na ścianach, a Ona ściera makijaż z twarzy i wysyła mi buziaka. Wchodzę do wanny i w milczeniu patrzę na Nią. Jest radosna i piękna. Trochę dziecinna, ale urocza. Podchodzi i siada na brzeżku wanny. Upewnia się, czy wszystko jest dobrze i wychodzi. Gdy zrelaksowany wchodzę do sypialni, zastaję Ją czytającą jakiś romans. Włączam telewizor i zaznajamiam się z sytuacją w kraju i na świecie. Znów wzrastają podatki, ceny mieszkań idą w górę, podniesiony ponownie wiek emerytalny. Mam ochotę wyłączyć telewizję i iść spać. Szukam jednak jakiegoś filmu. Ona przytula się cicho i czuję jak powoli zasypia. Wyjmuję ostrożnie książkę i odkładam na stolik. Nie obudziła się. Gaszę TV, i obejmując ją, próbuję zasnąć.
LATO
Czuję, jak drży, kiedy dotykam jej dłoni, twarzy, włosów, ciała jest taka gładka i miękka. Jej ciepło przeszywa mnie na wskroś. Szykujemy się do wyjścia. Ona uwielbia ubierać się kolorowo i ekstrawagancko, lubi przyciągać do siebie wzrok na ulicach. Ja, na ogół bardziej stonowany i spokojny, idę wpatrzony w nią, jak cała reszta ludzi: duże okulary na oczach zasłaniają pół Jej twarzy, idzie uśmiechnięta i przytulona do mojego ramienia. Zazdroszczę jej tego uśmiechu i pogody ducha. Zatrzymujemy się co chwila, ponieważ aparat w jej dłoni robi miliony zdjęć rzeczom, które z mojego punktu widzenia ciekawe nie są. Jej sukienka powiewa na wietrze, odbijając promienie światła od złotej nici. Mam wrażenie, że tańczy idąc. Gdy wracamy do mieszkania pokazuje mi cudowny, pełen uroków i marzeń świat. Świat ze zdjęć, które przed chwilą robiła. Jestem pod wrażeniem. Siadamy na balkonie w naszych bujanych fotelach i jemy lody. Ona uwielbia lody (potrafi bez wahania zjeść ich pól litra) w międzyczasie opowiada o zdjęciach, gestykulując nadmiernie. Jest piękna. Patrzę na Jej oczy, usta, na dłonie, biegające w powietrzu, na Nią całą i myślę: dlaczego wybrała mnie? Mężczyznę, który nie potrafi nawet w połowie drogi dotrzymać jej kroku, który jest jej przeciwieństwem. Próbowała zaszczepić we mnie tę iskrę rozpalającą dokoła tysiące kolorów. Czasami jej wychodziło, jednak coraz częstsze rozmowy o własnym mieszkaniu zaczęły silniej przygaszać moją radość. Przyglądałem się Jej ciągle i niestety stawałem się coraz bardziej odległy i zdystansowany. Gdy wychodziła z koleżankami na zakupy, stałem długo w oknie i patrzyłem na tego kolorowego motyla, mając ochotę przyciąć mu skrzydełka. Była tak radosna, nie martwiła się pieniędzmi, formalnościami, niczym. Powtarzała, że nieważne gdzie – ważne, że ze mną. Mnie te słowa doprowadzały do szału, ponieważ spodziewałem się, jakie mogą być konsekwencje takiego postępowania. Śmiałem się czasami z niej, że jest dziecinna i niemożliwa. Wtedy po raz pierwszy zauważyłem cień na jej twarzy. Chciałem przeprosić za pierwszym razem, ale wyszła zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Przyszedł wieczór. Oglądała na balkonie zachód słońca. Nie spodziewałem się, że potrafiła płakać. Podeszła do naszego drzewa i delikatnie zaczęła bawić się wstążeczką. Poszedłem wziąć kąpiel, wychodząc z łazienki, po ponad godzinie, widziałem, że siedzi nadal na balkonie i popija wino. Kiedy podszedłem do niej, nie spojrzała nawet w moją stronę. Było już chłodno. Lato dobiegało końca. Wieczory się skracały a powietrze zaczynało być nieprzyjemnie zimne. Poprosiłem by weszła do środka. Kiwnęła przecząco głową. Wróciłem. Sam się położyłem i zasnąłem samotnie.