Rosalie Moore 1.
- Rosalie.. śpisz? – usłyszała nad sobą troskliwy męski głos.
- Jacob? – rzuciła nieprzytomnie, rozglądając się po kuchni.
- Zasnęłaś na krześle, Kochanie – chłopak uśmiechnął się czule – Wstawaj.
Uniósł ją delikatnie, a ona objęła go za szyję. Głowa dziewczyny spoczęła na jego sercu. Przyjemnie było słuchać, gdy mówił, że zawsze będzie bić tylko dla niej.
- Rosalie, nie zasypiaj – szeptał, rozpinając zamek sukienki – Ręce w górę.
Nałożył jej ulubioną nocną koszulę i ułożył na łóżku.
- Słodkich snów – ucałował jej czoło i wyszedł.
A Rosalie pod powiekami nieustannie miała ten sam widok ciepłych, lśniących oczu Michaela, które były oceanem marzeń – jej marzeń.
3. Nie sądziłem, że tak mocno cię potrzebuję.
- Rosalie, kiedy powiesz mi co się dzieje? – krzyk Jacob a rozniósł się po mieszkaniu. A ona.. ona tylko patrzyła na niego zbolałym wzrokiem i modliła się w duchu, aby się nie rozpłakać – Czy do ciebie dociera to co mówię?
Dziewczyna przymknęła oczy i znów.. obraz twarzy Michaela powrócił pod jej powieki niczym bumerang. Rosalie milczała jednak uporczywie. Nie zamierzała pisnąć słówka o swoim stanie. Wiedziała bowiem, że to bardzo zrani Jacoba.
- Rosalie? – chłopak chwycił ją za ramiona i potrząsnął.
- Nie rób mi tak, Jacob.. – rzekła. Spojrzeli sobie w oczy. Chłopak oddychał głośno i szybko. Rosalie niepewnie przyłożyła dłoń do jego policzka.
***
Tęsknota nie pozwalała mi spać. Godzinami siedziałam na parapecie okna i wpatrywałam się w księżyc i towarzyszące mu gwiazdy. Kilka pierwszych nocy po wyjeździe Michaela płakałam. Teraz nie miałam już na to siły. Czułam, że wyczerpałam już cały zasób słonych łez.
Jacob wiele razy robił awantury dotyczące mojego zachowania. Ale ja nie potrafiłam powiedzieć mu co mi dolega. A może zwyczajnie nie chciałam tego uczynić.
Czasem tęsknota sprawiała mi fizyczny ból. Ostry, przenikliwy ból, którego nie mogłam znieść. Lubiłam wtedy, gdy Jacob mnie dotykał. Budziłam go , a on głaskał moje plecy, twarz, włosy. To mi pomagało. Dawało ukojenie.
O poranku jak zwykle kierowałam swe kroki w stronę parku. Siadałam się na jednej z ławek, obserwując tę „naszą” – pustą. Czułam, że go potrzebowałam. Pragnęłam jego obecności. Nadmiar marzeń o nim zwyczajnie mnie wykańczał. Wracałam do domu i starałam się dotrwać do wieczora, kiedy Jacob wracał z pracy, by znów móc otulić się jego ramionami i pomyśleć, że przytula mnie Michael.
***
- Ros! – dziewczęcy okrzyk zwrócił uwagę wszystkich gości znajdujących się w salonie. Rosalie z uśmiechem uściskała swoją starszą siostrę.
- Tęskniłam za tobą, Ros. Tak dawno się nie widziałyśmy!
- Nie nazywaj mnie tak, Jenny – mruknęła Rosalie.
- Dobrze, Różyczko – odpowiedziała przewracając oczami. Następnie zwróciła się do towarzysza siostry – Jacob, zabieram ją na moment do ogrodu.
Wyszły. Jenny wesoło maszerowała, ciągnąc siostrę w najodleglejszą część pachnącego ogrodu. Jej różowa sukienka powiewała na delikatnym wietrze nadając dziewczynie lekkości i gracji.
- Och, Rose – westchnęła zatrzymując się.
- Jenny! Tylko mi nie mów, że zaciągnęłaś mnie tu, aby powiedzieć, że się zakochałaś – zaśmiała się Rosalie, doskonale znając naturę siostry – Kim on jest?