Rosalie Moore 1.
Uśmiech na ustach Rosalie jest smutny. Smutne są jej oczy, które cały czas napełnione są łzami. Zaciśnięte usta i skupiony wzrok nie pozwalają im wypłynąć.
5. Pocałuj bym mogła zasnąć ze smakiem twych warg na ustach.
W chwili, kiedy pierwszy raz go ujrzałam, wiedziałam, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Owo uczucie spłynęło na mnie nagle i niespodziewanie. Jednak było prawdziwe. A ja sama nie zamierzałam się przed nim bronić. Bez zastanowienia odrzuciłam wszelkie nakazy, przełamałam granice i złamałam obietnice złożone samej sobie. To wszystko za sprawą tego, że niczego nie pragnęłam tak mocno jak tego, żeby móc zakochać się właśnie w nim. Aby móc topić się w jego oczach, wciąż na nowo. Aby przytulać się do jego duszy. Aby wolno było mi wypowiadać jego imię gorącym szeptem.. Michael. A to wszystko nie myśląc o konsekwencjach. Nie myśląc o człowieku, który stał przy mym boku, o kochanym Jacobie. Nie jestem egoistką. Cierpienie Jacoba byłoby dla mnie potwornym ciosem. Jego ból bardzo na mnie działa, a serce kroi się, gdy widzę jak się smuci. Jacob jest dobrym człowiekiem. Ma wiele wad, jednak darzę go miłością. Inną. Jednak nadal miłością. To jest w pewnym stopniu niewytłumaczalne.
Michaelowe oczy patrzyły na mnie z małego, wyciętego z gazety zdjęcia. Delikatnie wodziłam palcem po szarym policzku, a potem po małym, wilgotnym jeszcze śladzie łzy.
- Jadę do pracy. Wrócę rano – słyszę i nerwowo zgniatam zdjęcie w dłoni.
- Dobrze. Zrobię ci śniadanie.
- Nie, Rosalie.. Musisz się wyspać. Wyglądasz na zmęczoną.
O nie, Jacob.. Uśmiecham się i całuję szorstki policzek chłopaka. W tym momencie zdawał się być takim naiwnym małym chłopcem, który nie miał pojęcia o problemach dorosłych. Bo przecież.. opuchnięte oczy czy spierzchnięte usta to nie wynik braku snu… to płacz i ta cholernie bolesna tęsknota zadająca mocne ciosy prosto w serce.
- Rosalie... – chłopak objął mnie tak mocno, że prawie zabrakło mi tchu, po czym wpił się w moje wargi. To był pocałunek pełen obaw. Jacob się bał, a ja poczułam się bardzo słabo.
- Mój chłopczyku – zaśmiałam się w jego usta.
- Nie chcę cię stracić, Rosalie.
Bicie mojego serca stało się mocniejsze. Och, Jacob.. Dlaczego ty mi to robisz? Dlaczego ja ci to robię?
- Nie stracisz.
„Rosalie, ty zakłamana, podła zdziro” – myślę.
Lecz.. zaraz na nowo kładę zmięty papier na kuchennym stole. Bardzo czule gładzę całą jego powierzchnię, pragnąc, by szpecące zgięcia zniknęły z jego pięknej twarzy – bezskutecznie.
Szum drzew był jak delikatna pieszczota. Spadające gwiazdy spełniały marzenia. Księżyc wyraźnie odbity w tafli wody. I to złudzenie, że dotykasz ręką prawdziwego nieba.
Delikatny dotyk dłoni na ramieniu. Odwróciłam twarz i zaniemówiłam. Stał tuż obok mnie. Tak blisko. Prawdziwy On.
- Michael.. – zdołałam wyszeptać jego imię, zanim moje oczy wypełniły się łzami.
- Wróciłem dla ciebie, Rosalie.
Z trudem podniosłam się z ziemi. Z ufnością wyciągnęłam drżące dłonie w stronę chłopaka. Ten, ujął je w swoje i przygarnął mnie do siebie. Natychmiast wpadłam w jego ramiona, które objęły mnie ciasno. Z zaciśniętymi powiekami wdychałam jego zapach i gładziłam czarne włosy.
- Nie puszczaj mnie nigdy.
Marzyłam o tym. By móc na zawsze pozostać w jego objęciach. By słowa były zbędne. Abyśmy mogli czytać ze swoich oczu, nie potrafiących ukryć najmniejszego uczucia. Michael jednak stanowczo odsunął moje ciało od siebie.
- Jesteś.. jesteś jak to lato. Pachniesz kwiatami. Masz w sercu tyle ciepła, Rosalie… twoje włosy są jak złote kłosy, a oczy jak bezchmurne niebo.. I nie potrafię przestać o tobie myśleć.