Rosalie Moore 1.
- Dobrze, rozumiem – Michael zmrużył oczy i ponownie się uśmiechnął.
Odeszła.
Droga do domu zdawała się być dłuższa niż zwykle. W głowie Rosalie huczało, starała się pozbierać myśli.
Nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego, niemniej jednak wiedziała, że wraz z uśmiechem, wyrazem oczu, delikatnością poznanego chłopaka, coś drgnęło. Harmonijny porządek został zburzony.
Michael.
Myśli Rosalie przez resztę dnia nieprzerwanie krążyły wokół jego dobrego, ufnego spojrzenia i uśmiechu, którym ją wówczas obdarzył.
2. Jacob - mężczyzna na życie, nieświadomy jej pragnących myśli.
Dni mijały nieubłaganie prędko, a Rosalie nie przestawała myśleć o chłopcu z parku.
Nocne tykanie zegara doprowadzało ją do szału. Nie potrafiła zebrać myśli. Potrzebowała ciszy i spokoju. Ostrożnie wyplątała się z błękitnego prześcieradła i po cichu powędrowała w stronę szklanych drzwi prowadzących na balkon.
Otulona ciepłym kocem wpatrywała się w księżyc, który swym magicznym blaskiem oświetlał zaspaną okolicę. Mimo lata, noce bywały bardzo chłodne. Rosalie zasłoniła twarz dłońmi starając się uchronić ją przed zimnym podmuchem wiatru. Zamknęła oczy, a jej myśli, prowadzone światełkiem tęsknoty, powróciły do drewnianej ławki okolonej ze wszystkich stron wysokimi drzewami. I do chłopaka o czekoladowych oczach.
„Michael” – wypowiedziane utęsknionym szeptem.
Pamiętała każdy szczegół jego doskonałej twarzy. Pamiętała ciepło bijące z oczu chłopaka, jego zapach. Tak bardzo chciała móc ponownie ujrzeć jego dobry uśmiech czy usłyszeć głos wypowiadający tak onieśmielające ją słowa. Zlękniona uczuciem, gwałtownie wstała, a zegar w salonie wybił godzinę trzecią nad ranem.
Chłodne, rześkie powietrze obejmowało jej ramiona, a wschodzące słońce oświetlało bladą twarz. Z napięciem kroczyła wąską ścieżynką, otoczoną kwitnącymi kwiatami. Wkrótce dotarła do parku i kierują się w stronę pamiętnej ławki ujrzała męską postać.
- O mój boże – wyszeptała i zatrzymała się w miejscu. Zdawało się, że to tylko sen, ale gdy mężczyzna uniósł rękę, aby pomachać jej na przywitanie, otrząsnęła się. Jej serce biło głośno, a na twarz wkradł się promienny uśmiech. Ruszyła nieśmiało przed siebie, gniotąc w dłoniach skrawek bladożółtego sweterka.
- Witaj, Michael – nie potrafiła zapanować nad nadzwyczaj pogodną barwą głosu. Duże, głębokie oczy chłopaka natychmiast zaszczyciły spojrzeniem jej twarz.
- Dzień dobry, Rosalie. Czekałem na Ciebie.
Ich spojrzenia spotkały się, a iskra emocji temu towarzysząca przeszyła Rosalie na wylot.
- Miałem nadzieję, że Cię dziś zobaczę.
Jego słowa sprawiały, że dziewczyna powoli zaczynała tracić oddech. Speszona głodziła materiał białej sukienki.
- Miałem nadzieję… że znów ujrzę twoje cudowne oczy. – zakończył Michael i uchwycił drobną dłoń towarzyszki.
Uśmiechnęła się patrząc w jego oczy. Mogła przyglądać się im bez końca i z każdą chwilą zachwycać się nimi jeszcze mocniej. Chłopak nachylił nad nią swoją twarz, Rosalie przymknęła oczy i chwilę później poczuła muśnięcie jego ciepłych warg na policzku. Odsunęła się delikatnie, a jaj oczy zaszły łzami.
- Wybacz, Rosalie.. – powiedział i obdarzył ją pełnym obaw wzrokiem.
- Nic się nie stało – odpowiedziała szybko. Za szybko. A jej głos drżał.
- Wybacz – powtórzył – Piękna Rosalie.
Zamilkli.
Tego dnia Rosalie czuła się bardzo źle. Psychicznie. Ponieważ pod marzeniami o ponownym ujrzeniu Michaela było coś jeszcze. Jacob - mężczyzna na życie, nieświadomy jej pragnących myśli.