Restaurator
A była taka mądra, ładna i lubiana. Kochałem ją najmniej ze wszystkich, bo byłem najmłodszy. Ale to ja przyjąłem największy cios. Rodzice stracili życie, które kiedyś mieli. Ja, straciłem życie które mogłem mieć. Pamiętam siostrę przez mgłę, ale czułem że była bardziej wartościowa ode mnie. Miała dwadzieścia jeden lat i perspektywy, które zawaliły się na dzień przed urodzinami i zaręczynami. Ja, nie miałem nic. Więc chętnie zamieniłbym miejsce w jej białej trumnie, ale Bóg milczał podczas każdej modlitwy.
Co miałem powiedzieć Marcinowi? Że dziś rano przycinając brodę przed lustrem w odbiciu lustra widziałem chłopca wciąż próbującego udowodnić samemu sobie, że jest godzien żyć? Bezsensownymi pytaniami i celami skomplikowałem życie nie tylko swoje ale i bliskich. A wystarczyło tylko oddychać i cieszyć się z tego co się ma. Wybrałem życie w gniewie do chłopaka po drugiej stronie lustra. Chłopcze powinieneś być realistą. Myślisz, że miałem wybór? Bóg zadał mi pytanie. Zabieram ci twoją siostrę, kim będziesz w przyszłości? A: dobrodusznym chłopcem. B: pilnym uczniem C: dbającym o rodziców dojrzałym nastolatkiem D: obrazisz się na wszystkich do końca życia. Nie miałem żadnych kół ratunkowych. Jeżeli coś kierowało moim palcem przy wyborze odpowiedzi. To na pewno były to geny odpowiedzialne za siłę woli. Której mi brakowało jako nastolatkowi. Cóż to Bóg mnie ukształtował takim jakim jestem teraz. Dziękować mogę mu tylko za podarowane życie.
Nie powiedziałem mu dwudziestu procent prawdy. Po co ma wiedzieć, że są w życiu człowieka rzeczy których nie potrafimy udźwignąć. Lepiej niech jest naiwnym romantykiem niż mną. Romantykiem zgorzkniałym.
- Życie zrobiło ze mnie egoistę. Ponieważ kochałem kobietę ponad życie a nie pozwoliłem jej pokochać siebie. Dlatego jestem sam, ale za ten stan mogę winić tylko siebie.
Przytaknął bez słowa, udając że zrozumiał. Był za młody żeby zrozumieć. Za mało jeszcze wycierpiał. Jeszcze zrozumie w swoim czasie, bo na każdego czeka jakiś krzyż w życiu, który trzeba będzie dźwigać na Golgotę. Na razie powinien się cieszyć wolnością, bawić ile się da póki nie ma obowiązków. Czerpać jak najwięcej przyjemności z życia
- A co z seksem? – oto duch realizmu. Proste instynkty a nie idee. – Nie tęsknisz za kobietą fizycznie? Chyba że jesteś już tak stary, że już nie możesz…- przerwał kiedy zobaczył jak szeroko otworzyłem oczy ze zdziwienia.
- Młody! Nie wkurwiaj mnie! – zagrałem zdenerwowanego, chociaż chciało mi się śmiać - Zaraz przyjdą klienci. Nie masz nic innego do roboty?
Zabrał puste bulionówki i wrócił do pracy. Uciekł właściwie na drugi koniec kuchni i udawał że go nie ma. Pewnie pomyślał że się obraziłem, co nie było prawdą. Ale nie oświeciłem go prawdą. Przestał zadawać przynajmniej te męczące pytania a gadania miałem powyżej uszu.
Być szefem to cudowna rzecz. Stałem od godziny przed oknem i nikt mi nie mówił, że mam się wziąć do pracy. Na dodatek miałem okazję zjechać mojego pracownika, a rzadko miałem ku temu okazję. Poczułem władzę jak pieprzony kapitalista. A jednak każdy się zmienia.
Deszcz jak nagle się pojawił tak samo znikł, pozostawiając powietrze o zapachu mokrego kurzu. Szyba ukazała mi odrobinę czyściejszy świat. Zerkając z ukosa w głąb ulicy, ponownie wbiłem wzrok w tłum, który rozpędził się na nowo i zadeptał czyste od deszczu ulice nową porcją śmieci. Nagle ten ogromny robak wypluł na moją ulicę drobną postać. Poznałem ją natychmiast. Szła a właściwie biegła drobnym krokiem, kołysząc przy tym tułowiem jakby płynęła na łódce. Jej czarne kręcone włosy targał wiatr. Były zlepione więc deszcz musiał ją dopaść w swoje sidła. Zauważyła mnie w oknie więc pomachała do mnie z daleka i przyśpieszyła kroku. Wyszedłem zza lady do drzwi i otworzyłem je szeroko. Wpadła przez nie jak huragan wykrzyknęła „cześć” i wbiła mi się w pierś jakby nie widziała mnie co najmniej pół roku.