Ostatnia ziemska bitwa
[Tekst wspólny] Zakończyła się ostatnia bitwa na ziemi, a Walkirie zeszły po dusze poległych. Miała być komedia, wyszła babska paplanina.
Bitwa skończyła się. Zostawiła po sobie setki ciał, tysiące dogorywających i żadnego człowieka, którego można było zwać zwycięzcą. Wszechojciec zobaczył ostatnią walkę ludzi na ziemi, wydał rozkazy, więc i one musiały nadejść. Dosiadły skrzydlate rumaki i rozpoczął się taniec. Ich taniec. Taniec walkirii...
- Wiesz, że to ostatni raz — powiedziała głośno Bor. - Kiedy schodzimy do Midgaru po dzielnych mężów? Więc mogłabyś się bardziej postarać, Svava. Może i jest to twój pierwszy łów po bitwie, ale nie możesz wybierać sobie samych pięknych mężów, zapominając o dzielnych, mniej urodziwych wojach. Musimy zabrać każdego, który sobie na to zasłużył.
- Daj spokój dziewczynie — odpowiedziała za Svavę Hildr. - Przecież się stara. Zresztą, czy to zrobi komu wielką różnicę, jeśli ominie jednego czy dwóch? Skoroś taka pilna uczennica Herjy, to się nad nimi pochyl.
- A żebyś wiedziała, że się nimi zajmę! - krzyknęła naburmuszona Bor, szybko oddalając się od sióstr. - Nie mogę pozwolić, by przez waszą gnuśność Hel ich dopadła.
- Nie przejmuj się, Svava — powiedziała Hildr, po czym poklepała młodszą siostrę po ramieniu. - Ona uważa, że każda prawdziwa wojowniczka powinna być posłuszna i sumiennie wykonywać swoje zadanie. Czasem nie chce mi się wierzyć, że jest naszą siostrą — zachichotała. - No i jak ci się podoba? Twój pierwszy zbiór? Wiem, wiem, nie tego się oczekuje, ale gdy tylko zbierzemy wszystkich i Herja palnie tą swoją wielką końcową przemowę, wrócimy do Walhalii, a tam od razu będzie nam weselej.
- Ja chyba mam strasznego pecha — szepnęła Svava. - To moje pierwsze łowy i zarazem ostatnie. Przeklęty Zmierzch! A tak chciałam, choć więcej niż ten jeden raz, móc z Einherjerami ucztować. Móc siąść między wojami, słuchać ich opowieści, pić z nimi miód i...
- I pewnie dać się trochę pościskać, co? - spytała zbliżająca się do nich Sigrun. - Albo marzy ci się spotkać tego sławnego Zygfryda, co niby jest piękny jak poranek. Nie licz na to, że zamienisz z nim choć słowo. Brunhilda już by się postarała, byś straciła wszystkie włosy.
- Ale on i tak jej nie spamiętał! Przecież został...
- Tak, tak, zaczarowany i już, ale nasza Brunia pamięta, a to jej wystarczy. Brunia wciąż za nim usycha.
- Nadal jest o niego zazdrosna? - spytała Hildrę Sigrun. - Przecież to było wieki temu! Po co za nim czekać, niech sobie poszuka kogoś lepszego. Chociażby takiego Hariona, no ten to dopiero jest mężem... walecznym.
- Myślę, że ona woli jednak pozostać przy swoim bohaterze — odpowiedziała najstarsza siostra. - Wiesz, jak to jest. Lepsza w obsłudze jest dzida znajoma niż...
- Ej! - krzyknęła Sigrun. - Ejejej! Rota, a ty co wyrabiasz?! Mamy zabierać ich dusze łagodnie, poczekać, aż sami umrą, a nie ich dobijać!
- A czego mom czekać?! - odkrzyknęła z daleka Rota, szybko wyrywając swoją włócznię z dopiero co świerżego niebszczka. - Ażeby mnie szron pokrył? Nie mom czasu na te niedojdy, mnie czeka walka! Ragnarok! Nic im nie będzie, przecież i tak nie przeżyjom.
- Ale niektórych weźmie Heimdall albo sam Wszechojciec! I co sobie pomyśli, kiedy zobaczy na nich ślad naszego oręża, co?
- Że... som zbyt wolni, nawet w umieraniu? - spytała Rota. - Z resztą, nim im nie ubydzie, gorzej walczyć nie bedą! A że zejdą z tego świata zbyt gwałtownie... to i będą gwałtowniej walczyć!
Kobieta oddaliła się od sióstr, rozglądając się po leżących na czerwonej trawie wojach, wymachując w powietrzu swoją włócznią.
- Nie słuchaj jej paplaniny, Rota nie jest nasza — szepnęła Hildr do Svavy.
- Jak to „nie nasza"? To czyja ona jest?